niedziela, 25 maja 2014

Rain Song - Rozdział VIII

      - Wciąż nie wiem czy to no pewno jest dobry pomysł – oświadczyła Cheon-Sa.
      Jung-Su skrzyżował ręce na piersi by ukazać swoje oburzenie. Od samego początku był zdenerwowany. Reagował na każdy, najmniejszy podejrzany dźwięk. Jakby się czegoś obawiał... albo nie wyspał porządnie.
      - Może powinnaś powiedzieć to wcześniej?
      - Na pewno o tym wspomniałam.
      Stali w długiej kolejce do kasy w supermarkecie. Cheon-Sa przyciskała do piersi metalowy koszyk wypchany wszystkim co zgarnęli po drodze. Od dziesięciu minut czekali aż będą mogli się rozpakować,  przeliczyć, zapłacić i wyjść. Czekali a kolejka nawet nie miała zamiaru się zmniejszyć.
      W Cheon-Sa rosło współczucie gdy odwracała się i widziała drugi koniec kolejki, równie długi.
      - Czy dzisiaj jest jakaś wyprzedaż?
       Jung-Su zastanawiał się przez chwile.
      - Raczej nie – powiedział w końcu. - Ale może ogłosili globalną katastrofę?
      - Zdecydowanie za dużo komiksów Jung-Su. Zdecydowanie za dużo.
      Chłopak uśmiechnął się krzywo.
      - Czyli nie mowy o tym, żebyśmy tam zaszli i coś sobie kupili?
      - Ah, nie wiem Jugn-Su – wzruszyła ramionami. - Zawsze możemy się przejść. Tylko czy wystarczy nam czasu.
      - Wiesz – spojrzał na zegarek. Cheon-Sa nadal nie mogła wyjść ze zdumienia, że w takich czasach on nadal nosił zegarek. Ba, on się z nim nie rozstawał, a był to zwykły przedpotopowy zegarek ze srebrną tarczą i wskazówkami – Delikatnie mówiąc, już jesteśmy spóźnieni.
     - Mówiłam, że to był zły pomysł.
     - No właśnie, że nie mówiłaś. Jak zaoferowałem żebyśmy poszli do sklepu to tylko skinęłaś głową.
     - Na pewno mówiłam. I to z kilka razy...
     - Brakuje nam mleka.
     - Co?
     - Nie wzięliśmy mleka - Jung-Su wskazał na napełniony po brzegi koszyk.
     - Nie no porostu świetnie.
     Położyła koszyk na końcu lady. Kolejka powoli się zmniejszała. Cheon-Sa obstawiała, że jeszcze około dziesięciu minut i będą mogli wyjść z tego dusznego sklepu.
Szczerze nienawidziła tłumów i braku dostępu do świeżego powietrza.
      - Po prostu tu zostań. Zaraz będę z powrotem – i znikną w alejce z nabiałem.
      Teraz pytanie, czy brakuje nam tylko mleka, pomyślała Cheon-Sa.
      Z kieszeni dżinsów wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. Była ciekawa jak długo stoją już w tej kolejce.
      - Dziesięć po czwartej! - zakryła dłonią usta. O ile dobrze pamiętała, wyszli z domu o piętnastej... więc jak?
      Następne sekundy zdawały się dla Cheon-Sa wiecznością. Powoli sunęła koszykiem po ladzie, co raz bliżej  ekspedientki. Przed oczami miała tylko zegarek. A Jung-Su szukał tego mleka i szukał.
      - Nie uwierzysz! - Zaskrzeczał Jung-Su tuż przy jej uchu.
      Cheon-Sa zerknęła na niego.
     - Czy ty o to mleko musiałeś walczyć? - Zakpiła.
     - Nie – zaprotestował. - Ale miałaś racje.
     - W czym?
     - Mają zniżkę na nabiał. Zapłacimy całe 500 won* mniej.
     - Wiec może zrobimy zapasy mleka na cały rok – w jej glosie słychać było rozbawienie i sarkazm. Jung-Su od razu wyłapał to drogie. Przez zaparowane szkła skarcił ją spojrzeniem. - To tylko 500 won Jung-Su.
      - Nie, to aż 500 won.
      Machnęła na niego ręką i zaczęła wypakowywać zawartość kosza. Jeśli stanie w tej okropnej kolejce wydawało się wiecznością ta jak długo zajmie nam to, pomyślała.
      Zmarszczyła lekko brwi. Tak długo musiała czekać ściśnięta przez obcych ludzi a teraz to, tupnęła nogą i wykrzywiła usta. Czego w tym koszu nie było. Jadalne fiołki, kandyzowane i doskonale fioletowe, przypominały włosy Alex'a Kwang gdy powoli schodziła nich farba. Przyprawy, całe tony korzennych przypraw, opakowanie rozpuszczalnej kawy, jaja, litr albo dwa świeżej śmietanki, serek mascarpone, mąka i mleko. Mleko które Jung-Su przyciskał do piersi jak największy skarb.
      W CML już nie było tłoków. Cheon-Sa aż odetchnęła ulgą na ten widok, miała wrażenie, że powietrze jest wręcz namacalne.
      Domniemany zespół, w którego kompetencje Cheon-Sa szczerze wątpiła, siedział na białej kanapie.   Rozleniwieni prowadzili między sobą poważną konwersację o bzdetach. Ju-Won, którego Cheon-Sa od razu znielubiła, wydawał się leniwy i pusty. Jego uśmiech albo też sekundowy grymas twarzy - jak zwał tak zwał - i nieobecne spojrzenie samo za siebie mówiło, że ma pstro w głowie.
Szybko ogarnęła wnętrze. Przy sofie było ich tylko troje, czwarty siedział przy barze majstrując coś przy telefonie. Albo telefonopodobnym czymś.
      - Cześć – rzucił mu oschle Jung-Su. Chłopak jedynie od machną mu ręką na powitanie.
      Ciekawe czy w ogóle wie komu macha, pomyślała. Czuła się dziwnie, to nie było miejsce dla niej. Była tu obca. Każdy z tych chłopców, Joeng-Rin i Ahjussi tworzyli jedną wielką rodzinę. Cheon-Sa była jak piąte koło u wozu, przynajmniej sama się tak czuła.
      Plastikową torbę z zakupami położyła na kuchennym blacie. Jung-Su po kolei chował swoje skarby do lodówki, półek i szafek. Pozostawił tylko nieliczne. Cheon-Sa zgadywała, że to są składniki na specjał dnia.
      - Co to będzie? - spytała. Czerwony fartuch zawiązała w pasie i spięła włosy. Była zwarta i gotowa do pomocy.
     - Mus z białej czekolady. Odważysz się spróbować?
     - Zjem. Nieważne jak będzie wyglądało, czy smakowało. Zjem dopóki będzie miało w nazwie czekoladę.
     - Do odważnych świat należy.
      Kolejne minuty mijały im w ciszy.
     Cheon-Sa od zawsze zazdrościła Jung-Su jego talentu. Czego by nie próbował ugotować czy upiec to i tak było idealne. Od zawsze tak było. Miał zapewnioną przyszłość bo miał złote ręce. Widział jak obchodzić się z delikatnymi potrawami i słodkimi ciastami. A Cheon-Sa było jak jego przeciwieństwo.
      - Gotowe – oparł dłonie o blat i podziwiał małe białe filiżanki pełne aromatycznego kremu. Zajrzała mu przez ramie. Widok przysłaniały jej jego włosy i kark. Skura Jung-Su pachniała jak deser. Trochę cynamonu, skórki od pomarańczy i aromat gorzkiej czekolady. - Teraz na dwie godziny do lodówki.
      - Chociaż raz w życiu zrób coś co będę mogła zjeść od razu.
      - Mogę ci zrobić naleśniki. Ale konfiturą już sama je posmarujesz.
      Cheon-Sa zarzuciła mu rękę na ramię, drugą odgarnęła jego czarne kosmyki z okularów.
      - Zostawisz mnie samą z tak trudnym zadaniem?
      - Bo tak ci się spieszyło, że nie zaszliśmy do sklepu z komiksami.
     To oczywiste, że mu zabroniła. Sklep z komiksami, spożywczak czy nawet kafejka internetowa, trudno go wyciągnąć z każdego miejsca gdzie było coś do czytania gdziekolwiek by to nie było i choćby miał być to skład spożywczy coli. W tej chwili przypomniało jej się coś ważnego. Dotyczyło to czytania i cytatów, miała coś sprawdzić w internecie.... coś wspólnego z cytatami. Ale co?
      Włożyli filiżanki do lodówki.
      - Znasz naszą specjalność?
      - Naszą? - Skarciła go wzrokiem. - Spoufalasz się z nimi? Jung-Su to głupota...
      - Wcale, że nie – jego oczy w jednej chwili zrobiły się stalowe i nieprzejrzyste. Bombardował ją spojrzeniem. Pierwszy raz widziała u niego taką reakcje. – Powinnaś chociaż na chwile wyrwać się ze swojego świata – błysk jego oczu ją niepokoił.
       - Jung-Su...
       -Zawsze sama – kontynuował. - Żaden człowiek nie jest tak skonstruowany by móc podołać wszystkiemu w pojedynkę. Ludzie będą ci kiedyś potrzebni Bi-Nal. A nawet jeśli nie Bi-Nal to Cheon-Sa na pewno. Odtrącaj przyjaciół tak dalej a na pewno nie będziesz miała się do kogo zwrócić gdy będziesz potrzebowała pomocy. Ja zawsze tu będę a przynajmniej chcę ale nie mogę ci tego obiecać, Hana też. Su-jin, możliwe, że już niedługo zniknie z naszego życia, bo ma własne. To przed nimi właśnie powinnaś otworzyć swoje serce. Gdy nas nie będzie, zostaniesz sama, chcesz tego do cholery? Czy przez jedną osobę, całe życie chcesz spędzić samotnie...
       - Jung-Su! - Wreszcie go przekrzyczała. Przez całą jego tyradę Cheon-Sa otwierała to zamykała usta chcąc coś powiedzieć i mu przerwać. Teraz jej się udało.
      To jego zimne spojrzenie, niemalże stalowe sprawiało jej ból. Aż serce jej się ścisnęło. Był dla niej starszym bratem, przyjacielem i nigdy się nie kłócili. Coś zaczęło się sypało.
      - Po prostu już przestań Jung-Su.
      Pokręcił głową i spiorunował ją całą. Poczuła dreszcze aż w koniuszkach palców.
      - Jasne. Zostawmy to tak jak teraz. Niech życie płynie dalej a jednorożce latają po niebie.
      - A może by tak bez sarkazmu?
      - Jasne.
      Wyszedł.
      Odwrócił się na pięcie i wyszedł, jakby nigdy nic. W drzwiach stał Ju-Won oglądając się za siebie.
       Leniwe spojrzenie jakie jej rzucił skrzyżowało się z ironicznym uśmiechem i popędziło prosto na nią.  Zabolało jeszcze bardziej. Ukuło w sam środek serca. Bo Jung-Su w najprawdziwszy sposób ją olał i zostawił na pastwę dupka gorszego niż sam Chang-Min.
      - Źle zrobiłem, że nie przyszedłem tu z miską popcornu.
      Ignoruj go Bi-Nal, ignoruj go, powtarzała w myślach jak zaklęcie.
      - Od razu przyjemniej by się oglądało. A teraz to bolą mnie uszy, bo wiesz twój krzyk to tortury, a znam się na rzeczy. Spotkałem kiedyś wokalistę grupy metalowej i jego koci śpiew to nic w porwaniu do twojego wrzasku.
Ignoruj go do jasnej ciasnej Cheon-Sa. Ignoruj!
      - A ten to miał piskliwy głos...
      - Po co tu przyszyłeś? - Nie dała rady. Słowa same wymsknęły jej się z ust, nawet nad nimi nie panowała. Zwróciła się w jego stronę. Miał na sobie czarny t-shirt i zwykłe dżinsy a poruszał się z leniwą gracją. Zwinnie jak kot.
      - Mam do ciebie sprawę – łokciem oparł się o framugę. W tej chwili jego włosy wyglądały tak jakby specjalnie je zmierzwił.
      Cheon-Sa już chciała się odezwać gdy ugryzła się w język.
      Po co w ogóle się z nim zadawać? Czy to nie Jung-Su powiedział, że Ju-Won nie jest wart jej fatygi? Tak, to właśnie powiedział Jung-Su. A teraz kazał jej się z nim zakolegować?
      - Sprawę – prychnęła pogardliwie. Podwinęła rękawy koszuli i wzięła się z czyszczenie blatu. Jung-Su po raz pierwszy zostawił brudne miejsce pracy. I wyszedł.
      -Tak sprawę. Wiesz jak wyglądają spotkania AA?
      - Anonimowi alkoholicy? Należysz do grupy spotkań AA? - Cheon-Sa prawie upuściła salaterkę ze śmiechu.  Kto jak kto, ale Ju-Won nie wyglądał na takiego i chyba był za młody. I złego diabli nie biorą.
      - Aż takie złe masz o mnie zdanie? - pokręcił głową. – Nie. Ale mają czasami taką lekcję „Przyprowadź przyjaciela”.
      - Zostaniesz jeszcze chwilę a sama znajdę się w takiej grupie.
      - Nietypowy komplement...
      - Bo to nie był komplement. Słuchaj, możesz mówić jaśniej?
      - Dobrze kotku – odparł z uśmiechem. Cheon-Sa opanowała jednosekundową żądzę mordu na słowo „kotek” w jego ustach. Gorzej, to było do niej. Spokojnie jakby nigdy nic dalej wkładała do zlewu półmiski. - Jest taka sprawa, że jutro czyli w niedzielę idę na grupową randkę. Muszę przyprowadzić przyjaciela kobietę jako towarzysza. Powiedziałaś, że nikogo nie masz, więc jak?
Aż ja zatkało.
      - Gdzie chodzisz w niedziele?
      - Na grupowe randki – odparł od niechcenia. - Osoby tam spotkane to bardzo dobra jednodniowa przygoda.
      - Tak jakby pozycja wokalisty w zespole i koncerty w CML ci nie wystarczały do wyrywania dziewczyn.
      Zaczerpną głęboko powietrza.
      -To małolaty, wolą lśniących idoli których idealizują. Jestem prawdziwy i to im przeszkadza.
      - Jasne.
      - Nie wierzysz mi?
     - Jesteś dupkiem i wczoraj ewidentnie Jung-Su kazał ci spadać na molo...
     - Jung-Su właśnie cię olał – dodał a jego słowa raniły. - Idziesz czy nie? Jeong-Rin nie może a innej dziewczyny która by mnie fizycznie nie pociągał nie znam.
      -To może pora poznać.
      Ju-Won zachichotał. Stał tam z rękoma w kieszeni i nonszalanckim uśmieszkiem.
      - Jesteś głupi... - to co teraz nastąpiło było niespodziewane i stało się w jednej krótkiej chwili.
      Cheon-Sa odkręciła kran, chciała umyć naczynia. Ale woda - ta przeklęta woda - była pod zbyt wysokim ciśnieniem i … Cheon-Sa nie potrafiła zatrzymać jej naporu na jej własną koszulę i twarz. Słyszalny był tylko jej pisk i śmiech Ju-Won'a.
      Zgięty w pół, stał na środku kuchni. Gdy się wyprostował był już poważny, rozbawienie znikło z jego twarzy. Odkrzykną i skoczył Cheon-Sa na pomoc.
      Woda lała się jak opętana, na wszystkie strony kuchni. Nienawidzę wody, nienawidzę deszczu, nienawidzę wszystkiego co mokre i zimne, krzyczała w duchu.
      - Trzeba to zakręcić – Zawołała.
      - Czego to ty nie powiesz!
     Wyciągną ręce by zatrzymać groteskowy prysznic, mimo to zimna woda chlusnęła prosto na jego koszulkę i  twarz. Nie przestawała napierać na ich oboje, strumienie rozpryskiwały się po całej kuchni jak fontanna. Cheon-Sa domyśliła się, że w tym ich ślimaczym tempie niczego nie wskórają. Tym bardziej, że woda zbierała się na posadzce na której stali i powodowała ślizgawicę.
      Cheon-Sa uderzyła w jeszcze większy pisk, woda uderzała prosto w oczy. Ju-Won się z niej śmiał aż wreszcie  zdołał dostać się kranu i zakręcić dopływ wody.
      - Niezły prysznic co?- Ju-Won zachichotał. Zwinnie wskoczył na blat komody. - Wyglądasz jak szczeniaczek – powiedział i zlustrował ją całą począwszy od butów a skończywszy na mokrych włosach. - Jak szczeniaczek w staniku w serduszka.
      Otworzyła szeroko oczy i usta, ręce skrzyżowała na piersi.
      - Nie jesteś tylko dupkiem. Jesteś zboczonym dupkiem!
      - A tym masz stanik w serduszka, biały w czerwone serduszka... Auu!
      Kopnęła go w część nogi która prawdopodobnie była piszczelem. Cheon-Sa jednak nie mogła tego stwierdzić, równie dobrze mogła to być kość promieniowa czy jakieś inne cholerstwo. Ot instynktowna reakcja w obronie swojej czci i godności.
      Chciała kopnąć go gdzie indziej, tam gdzie bardziej by bolało, ale tą lekcje biologi pamiętała doskonale i skutki takiego uderzenia też.
     - Kobieto czy ty jesteś rąbnięta?
     - Przynajmniej nie jestem zboczeńcem.
     - Ale to był już drugi raz! - Ju-Won żachną się i zeskoczył z blatu, ochlapując przy okazji wszystko dookoła   wodą z wielkiej kałuży na podłodze.
      - Jak drugi? Nie znam cię na tyle długo by to był to drugi.
      - Dobra koniec – westchną z rezygnacją. – Nie będę już liczył. Może byśmy zawarli rozejm?
      Ukradkiem spoglądał na Cheon-Sa oglądającą mokre sznurówki.
      - Przed rozejmem trzeba mieć spór którego my nie mamy. My się po prostu nie znamy – powiedziała Cheon-Sa.
      - A właśnie, że mamy. - Podniósł rękę do góry i zagiął jeden palec. - Nazywasz mnie dupkiem, co jest nie miłe.
      Cheon-Sa chciała wtrącić, że faktycznie jest nie miłe ale prawdziwe i trzeba się z tym pogodzić ale Ju-Won już zaginał kolejny palec.
      - I nazwałem cię fizycznie nie pociągającą. Powinnaś rzucić się na mnie z pazurami – powiedział i opuścił  rękę
      - Tylko, że ty niczego nadzwyczajnego nie odkryłeś – mruknęła.
      - Tak ale...
      - I nawet jeśli chciałabym ci za to przywalić to nie miałabym jakiegoś wielkiego powodu.
      - Widziałem twój stanik.
      - I za to oberwałeś – Odparła z ledwo widocznym uśmiechem. Jakie to zadziwiające, że nie czuła się przy nim tak obco jak przy innych. Czuła się wręcz swobodnie. Może Jung-Su miał racje i powinna zawrzeć nowe znajomości?
      - Tak, wiem – powiedział półgłosem. - To jak? Rozejm? W tedy jako ukoronowanie naszej zgody poszłabyś odbębnić ze mną zakład.
      -To był zakład? - spytała z coraz większym uśmiechem na wargach. Ku jej zdziwieniu Ju-Won też się rozchmurzył.
      - Jestem kiepski w zakładach – mrukną. - To jak?
      - Jasne – odparła spokojnie i z uśmiechem. Ju-Won wykrzywił usta w podobnym grymasie.
      Oto pierwszy krok do nowej znajomości, pomyślała Cheon-Sa.
      Nie domyślała się nawet, do czego to wszystko doprowadzi.

sobota, 3 maja 2014

Rain Song - Rozdział VII

Witajcie ^^
Ash Cross wraca z nowym rozdziałem "Rain Song" i doskonale wie, że to na pewno nie jest to, czego się spodziewaliście. Ale, na swoją obronę mam to, że ten rozdział powstał jeszcze jak byłam na poprzednim blogu i nie wiedziałam, nic o waszych koncepcjach na nowy rozdział.
Miłego czytania... 
__________________________________________________________    
     - To jest Ryu Geun-Chan – Jung-Su wskazał Cheon-Sa wysokiego bruneta w rockowej koszulce, podobnej do jednej z koszulek Hany. - Jest trochę dziwny – dodał szeptem, była to wiadomość tylko i wyłącznie dla niej.
      - Ok – powiedziała cicho. - Będę pamiętać.
      Tam gdzie uprzednio siedziała, nie było już niczego. Pusty parkiet do tańczenia. Stoliki i fotele wylądowały w sporym magazynie. Dwoje chłopców których Jung-Su zdążył już jej przestawić, zajętych było montowaniem metalowej sceny. Był to wysoki, mierzący może ponad metr osiemdziesiąt Lee Seung-Joon o pięknych oczach. Były one zimne, ale piękne, obramowane gęstymi czarnymi rzęsami i spoglądające na nią ze znużeniem. Niższy i chyba młodszy nazywał się Lee Min-Soo i był tym „uroczym”. Był szczupły ale umięśniony. Miał też delikatną twarz, trochę dziewczęcą, brązowe duże oczy, długie rzęsy i zgrabne usta a do tego burzę kasztanowych włosów.
      - A ten tutaj to Woo Ju-Won.
      Ju-Won opierał się o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Mierzył ją błyszczącymi, ciemnymi oczami. Miał na sobie szarą koszulkę, podkreślającą umięśnione ręce i ciemne spodnie. Włosy, które już dawno nie widziały nożyczek, wchodziły mu w oczy i co rusz zdmuchiwał jej lekceważąco.
      - On też jest dziwny.
      - Czyli każdy jest dziwny?
      - Niekoniecznie – Jung-Su zawahał się. - To Ju-Won i Geun-Chen są najdziwniejsi. Min-Soo jest nawet normalny ale nadal jest dziwny.
      - Dlaczego?
      Wyjął ręce z kieszeni i potargał włosy.
      - Bo przyjaźni się z tamtymi.
      Cheon-Sa westchnęła.
      Jung-Su wciąż opowiadał jej o CML i o tych którzy tu pracowali. Gdy przyszła odpowiednia pora, Jeong-Rin  wyszła pilnować wchodzących do „klubu” ludzi. Było ich mnóstwo, co nie uciekło uwadze Cheon-Sa. Nie lubiła zatłoczonych miejsc.
      Cheon-Sa i Jung-Su wymienili szybkie spojrzenie. Oboje tego nie lubili. Bar kawowy, zwykły bar, klub czy też kawiarnia, nie interesowało ją co to jest, ale powinno zostać trochę miejsca na powietrze. W Seulu i tak było mało drzew.
      Ktoś klepną ją w plecy, odwróciła się za siebie. Stał tam jeden z chłopców, Cheon-Sa nie pamiętała tylko który. Jung-Su opisał go jako „dziwnego”... Jung-Su każdego opisał tym słowem.
      - Jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz? - Zapytał.
      Cheon-Sa przesunęła dłonią po powiekach.
      - Nie lubię tłumów.
      - Czyli nie bywasz często w klubach? - Oparł się o najbliższą ścianę. Ręce skrzyżował na piersi i zmierzył ją spojrzeniem. Nieposkromione włosy lizały mu kark a gdy delikatnie nachylał się do przodu opadały na oczy.
      - Raczej nie.
      - Ah – zbył ją westchnięciem. Jego spojrzenie jednoznacznie mówiło, że nie jest warta żadnych dodatkowych pytań.
      Cheon-Sa cieszyła się, ze światła zostały zgaszone i nie mógł zobaczyć jej wielkich rumieńców.
      - Jeśli źle się czujesz w środku to wyjdź do Jeong-Rin, na zewnątrz przynajmniej będziesz mogła ochłonąć.
      - Ochłonąć? - Cheon-Sa była zszokowana.
      - Chyba nie myślisz chyba, że nie widzę, że nagle zrobiłaś się czerwona? Nagłe uderzenia gorąca, tak? -   Przyłożył palce do ust, jego oczy nieprzyjemnie błyszczały w świetle kilku przygaszonych lamp. -To oznacza przekwitanie, nie jesteś za młoda?
      Z sykiem wciągnęła powietrze.
      Schował ręce do kieszeni, ciemne kosmyki opadły mu na twarz. Gdy chciała się odezwać wyprzedził ją  mówiąc szybko i bez wydechu.
      - Po prostu wyjdź i pomóż Jeong-Rin.
      I znikną we wciąż narastającym tłumie.
      Zimne powietrze uderzyło ją w twarz gdy tylko wyszła na zewnątrz. Jeong-Rin stała odwrócona do Cheon-Sa tyłem. Nie było żadnej kolejki, podchodzili do niej sporadyczni ludzie, dawali jej pieniądze a ona w zamian przybijała na ich nadgarstkach pieczątkę.
      - Ile kosztuje wstęp?
      Dziewczyna na chwile znieruchomiała, a gdy się odwróciła wyglądała na bardziej zdenerwowaną niż zaskoczoną.
      - 3 500 won*
      - To dużo czy mało za wejście do takiego klubu?
      - Mało. Zdecydowanie mało. Dlatego mamy takie tłumy – mówiła cicho i spokojnie. Po tamtej dziewczynie która nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa na widok Cheon-Sa nie zostało już zupełnie nic.
      - Cześć – tuż przed nią nagle wyrósł młody chłopak. Miał czarne, krótko przycięte włosy, głębokie ciemne oczy patrzące na nią z nadzieją.
      - Cześć? - zdziwiła się Cheon-Sa.
      - Czy to jest CML-Night? Tak się tylko pytam. Z czystej ciekawości. Przeglądacie dokumenty? Muszę je mieć ze sobą, żeby wejść?
      Cheon-Sa stała sztywno z otwartymi ustami. Chłopak stał w odległości dwudziesty centymetrów, czekał na odpowiedź. Chciała powiedzieć, że to nie do niej tylko do Jeong-Rin trzeba się zwrócić po bilet, ale gdy spojrzała na nową koleżankę, ta zajęta była rozmową z grupką innych ludzi. Już miała powiedzieć, że nie zna odpowiedzi na jego pytania ale nie zdążyła.
      - Płacisz ze wejście albo wracasz do domu. Krótka piłka co nie? -Ten sam chłopak co wcześniej kazał Cheon-Sa wyjść poza klub, stał teraz przy drzwiach, do piwnicy, opierając się łokciem o framugę. - To jak, wchodzisz czy pasujesz ?
      - Ale ja...
      - Wchodzisz czy nie? Posłuchaj nikt z nas nie ma czasu by stać tu i zajmować się kimś takim jak ty – machną na niego ręką. - Po prostu wchodź – Wyrwał z ręki Jeong-Rin pieczątkę, zdecydowanym gestem pociągną rękę chłopaka i z całej siły uderzył w nadgarstek pozostawiając na nim fioletowe kółko. - Ten jeden raz na mój koszt a teraz zmykaj mi z oczu.
Chłopak uciekł. Jeong-Rin też się wycofała widząc nachmurzaną twarz tego drugiego. Cheon-Sa została z nim sama. Nadal nie pamiętała jego imienia. Zapewne wyłączyła swoją uwagę, gdy Jung-Su starał się jej co nieco o każdym opowiedzieć.
      - Wiesz – powiedział z uśmiechem. - Tak załatwia się sprawy z klubowiczami.
      - Pójdę z torbami.
      - Już poszłaś.
      - Co?
      - Mniejsza o to – włożył ręce do kieszeni dżinsów. Dla Cheon-Sa to było nawet urocze, wyglądał jakby się wstydził. Ale on się nie wstydził. Jego mordercze spojrzenie sprzed chwili i znudzony wyraz twarzy z klubu zniknęły, na ich miejscu pojawił się ironiczny uśmiech. - Odliczę sobie to z mojego długu.
      - Długu? -Spytała.
      - Tak – westchną. - Nie pamiętasz...
      - Ju-Won!
      Cheon-Sa odwróciła się w stronę ulicy. Niedaleko stała dziewczyna w granatowej spódnicy i białej koszuli, jak wycięta ze szkolnego albumu.
      - Mil­cze­nie - przy­jaciel, który nig­dy nie zdradza, więc lepiej teraz, nic nie mów.
       Gorący oddech Ju-Won'a omiótł jej szyje i kark. Cheon-Sa wytrzeszczyła oczy. Było to uczucie przyjemne z dozą czegoś dziwnego. Widziała go pierwszy raz w życiu a on objął ją w talii wtulając twarz w zagłębienie jej szyi.
      - Konfucjusz? Teraz? - Szepnęła równie cicho jak on.
      - Proszę, chuchasz mi w kark.
      - A ty mi nie?
      - Po prostu nic nie mów. Tak będzie dla ciebie najlepiej, dla mnie zresztą też.
      - Ju-Won! - Dziewczyna zmarszczyła brwi, tupnęła nogą i z gniewnym wyrazem twarzy mordowała Cheon-Sa spojrzeniem.
      Cheon-Sa za to spoglądała gdzieś ponad nią, wysoką zabudowę ulic, błyszczące od świateł lampy uliczne, mieszkania i inne budynki. Wieżowce z których mieszkańcy tego rejonu miasta byli tak dumni i na niebo pozbawione gwiazd. Przyćmione szarą mgłą, dymem i spalinami, nie pojawiały się w takim wielkim mieście jak Seul.
      - Ju-Won, co to ma znaczyć? Czemu obejmujesz tą dziewczynę?
      Ju-Won nawet nie drgnął. Cheon-Sa czuła rytmiczne bicie jego serca tuż nad swoim, oddech łaskoczący szyję, przyprawiający o gęsią skórkę i zapach jego skóry. Pachniał jak nowo kupiona książką i kawa. Niezwykłe połączenie.
     - Puść ją – głos dziewczyny był piskliwy, łamał się gdy wypowiadała swoją kwestię. - Ju-Won, czemu to robisz? Czemu ją obejmujesz. Ju-Won! – Jego imię wykrzyczała. Cheon-Sa stała milcząc. Nie widziała nic poza czarnymi kosmykami włosów Ju-Won'a, ale to nawet było dla niej lepiej. Właśnie w tej chwili serce prawie pękło jej na pół. Dziewczyna wymawiała jego imię z dozą uczucia, które on za jej pomocą niszczył. - Bes­tia naj­gor­sza zna nieco li­tości. Ja nie jes­tem bes­tią, więc jej nie znam Ju-Won. Robiąc mi na złość, sam sobie zaszkodzisz.
     Stukot obcasów rozległ się w głuchej ciszy jak tętent końskich kopyt. Cheon-Sa zrzuciła z siebie chłopaka, jak zbędny balast. W jednej chwili tak krótkiej i ulotnej wspomnienia pewnego jesiennego dnia powróciły i chlusnęły ją w twarz jak kubeł zimnej wody. Otrzeźwiała.
     - Co ty wyprawiasz? - Krzyknęła.
     - Nic złego przecież – Wzruszył ramionami. Był całkiem blady.
     - Nic złego? - Cheon-Sa nie ukrywała swojego oburzenia. - Kim dla ciebie są ludzie skoro ja tak potraktowałeś? Wiesz jak to musiało ja zaboleć? Chcesz niszczyć komuś życie? Niszcz, ale ja ciebie nawet nie znam, jej też nie, ale to co zrobiłeś na pewno ją zraniło.
     - Zbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem, zbyt mądrze piękna, stąd is­tnym jest głazem. 
     Cheon-Sa od razu rozpoznała cytat, to był Szekspir. Ten chłopak cytował Szekspira?
     Zdumiona przyjrzała się jego twarzy. Był blady, z czarnymi błyszczącymi oczami wiercącymi dziurę w ścianę ponad nią. Żadnych uczuć które można byłoby wyłapać spojrzeniem. A mimo to, on znał Szekspira.
     - Jesteś chamem.
     - Nie za­mie­rzam niena­widzić siebie za to, co zro­biłem co­kol­wiek by to nie było
      - Co? - Kolejny cytat. Tego przynajmniej Cheon-Sa nie znała i choć była prawie pewna, że kiedyś obiło jej się to o uszy, nie potrafiła przypomnieć sobie ani nazwiska autora ani tytułu utworu.
      - Bi-Nal, on jest największym idiotą jaki chodzi po tej ziemi – Jung-Su mówił powoli, ostrożnie chwytając powietrze. Stał w drzwiach, mając idealny widok na tą scenę.
Ciekawe ile wiedział, zaniepokoiła się nagle.
      - Łał – zaczął Ju-Won. - Wiesz, że twoje zdanie w tej sprawie, nic a nic mnie nie obchodzi?
      - Nie jestem pewien, czy czyjekolwiek zdanie cię obchodzi.
      - Tej małej – wskazał na Cheon-Sa. - Mnie uraziło.
      - Chrzań się – warkną Jung-Su. - Jesteś do bani.
* * *
      - Wiesz, nie było aż tak źle – stwierdziła Cheon-Sa.
Szli przez Seongsan-dong, w kierunku domu Cheon-Sa. Księżyc świecił jasno, a chmury płynęły nisko nad ulicą.
      - Nie licząc tych niebieskich drinków – stwierdził Jung-Su.
      - Kto je w ogóle zrobił? I z czego?
      - Kto pyta nie błądzi – Jung-Su podrzucał torebkę Cheon-Sa w górę i śmiał się pod nosem. - Tak je nazywają.
      - Dlaczego?
      Cheon-Sa powoli przyzwyczajała się do grubej krotko Jung-Su która sięgała jej prawie do kolan. Była ciepła, długa i puchata. W sam raz na zimną noc.
      - Bo po spożyciu musisz się pytać o drogę powrotną – kopną leżącą na chodniku puszkę. -Jeśli będziesz w stanie się pytać.
      - Precz z drinkami. Było fajnie.
      Przystanęła na chwilę. Organizm Cheon-Sa nigdy nie słyną z przyswajalności alkoholu. Po jednym kieliszku było ok, po dwóch dało radę, ale kto widział by pić trzy szklanki pod rząd!?
      - Mówisz tak, tylko dla tego, że tamten chłopak ci się spodobał – żalił się Jung-Su.
      - Który?
      - Białe włosy, zielone soczewki, umięśnione ciało i twoje maślane spojrzenie – gestykulował wymachując rękoma na chybił trafiał. - To – wskazał na swoje oczy. - Widzi wszystko, Bi-Nal.
      - Nie prawda!
      - Jakbym cię stamtąd niewyciąganą, to byś zaczęła się ślinić.
      - Ej, nie był wcale taki przystojny. A przynajmniej nie tak, jak najprzystojniejszy chłopak którego znam –  uśmiechnęła się a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Jung-su nie wiedział, czy to przez alkohol czy jakieś miłe wspomnienie.
      Byli już nie daleko. Widzieli już rysujący się w oddali zarys domu. Uliczka była wąska i pusta, mieszkania Cheon-Sa znajdowało się na jej końcu. Żółte okna kontrastowały z ciemną nocą.
      - Kogo masz na myśli? - Jung-Su zatrzymał się przed bramą.
      - Jak to kogo? Alex'a Kwang.
      - On był gejem.
      - Przystojnym gejem.
      Roześmiała się w niebo głosy. W takim stanie nawet nie rozpoznawała, że to był jej głos. Pomyślała jedynie, że jeśli to jej własny śmiech, to jest okropny.
      Jej myśli podryfowały w kierunku innego wspomnienia niż Alex Kwang i jego tęczowe włosy. Na przeciw Ju-Won'a, któremu przez cały wieczór rzucała mordercze spojrzenia i ku Jung-Su który kręcił tylko na to głową: Chrzań go, Bi-Nal. Tak tylko dajesz mu satysfakcje.
      Cheon-Sa chciała tak zrobić, ale nic nie mogła poradzić na to, że w myślach torturowała go na najbardziej wyszukane sposoby. Oj a takich znała wiele -z telewizji oczywiście.
      Crystal czyniła to samo. Wpatrywała się nieprzerwania w Cheon-Sa i mordowała skrytych fantazjach. Trafiła kosa na kamień, myślała zacierając ręce - gdzieś między jednym a drugim zdaniem piosenki śpiewanej przez Ju-Won'a.
      Miał przyzwoity głos, nawet dobry. Ale śpiewając do rozhisteryzowanego tłumu:
Zakochałaś się we mnie, zakochałaś się we mnie
Roztopiła cie moja słodka miłość
Zakochałaś się we mnie, zakochałaś się we mnie
Zaczarowało cię moje spojrzenie
Spójrz w moje oczy, zakochałaś się we mnie
Spójrz w moje oczy, zakochałaś się we mnie”**
      Nie podbijał jej serca. Nawet po dziesięciu niebieskich drinkach, kategorycznie nie! Bo była by wtedy dwa metry pod ziemią, ale to już inna kwestia.
      Zamilkła i ukradkiem spojrzała w stronę Jung-Su. Czubkiem buta odrzucał z drogi kamyczki. Zastanawiała się nad tym, co by powiedział, gdyby wyznała mu co przypomniało jej się podczas sytuacji przed klubem. Byłby zły, czy wciekły?
      - Jung-Su – zaczerpnęła powietrza. -W tedy, przed klubem pomyślałam o Chang-Min'gu.
Zamarł.
      - Po co to roztrząsać Bi-Nal - ostrożnie warzył każde słowo. - Jedyne o czym mogę cię zapewnić jest to, że obaj są siebie warci.
      - Ja o tym wiem. Tylko pomyśl Jung-Su, że wtedy to ja stałam po drugiej stronie...
      - Za to ja nadal jestem na tym samy miejscu - przerwał jej swoim szeptem.
      - Co?
      - Nic – Jung-Su włożył w jej ręce torebkę i oddalił się o kilka metrów - Wyśpij się porządnie. Przyjdę po ciebie o piętnastej.
      Pomachał jej na pożegnanie.
      Cheon-Sa długo stała dworze obserwując jego oddalającą się sylwetkę. Gdy znikł już całkowicie, w głowie ukazał jej się ponownie ten straszny obraz. Złote liście drzew, jesienny chmurny dzień i łzy palące twarz niczym kwas.
      Głęboko zaczerpnęła powietrza i odgoniła złe myśli.
      - Co było i nie jest nie pisze się w rejestr – szepnęła. - Walcz Cheon-Sa – dodała równie cicho.
__________________________________________________________
*3 500KRW -Przeliczając na PLN suma wynosi około 10 zł.

Obserwują