Cheon-Sa nigdy dotąd nie
zaglądała do tej kawiarenki. Było tu mnóstwo zakochanych par,
trzymających się za ręce, pijących gorącą czekoladę z jednego
kubka – za pomocą słomek oczywiście.
Ju-Won
wręczył jej filiżankę mocnego espresso i poszedł po następną
dla siebie. Parzyła w palce, ale Cheon-Sa z przyjemnością
przytulała ją do policzka.
Wszyscy
pocierali zamarznięte na lód ręce, Cheon-Sa przemarzła do szpiku
kości. Siedziała tam dygocząca i przemoczona. To się już robi
nudne, pomyślała odsuwając się od ściany.
Zamieć
trwała przez większą część tygodnia. Za oknem nadal padał
śnieg. Przez zaparowane oddechami szyby nie można było tego
zobaczyć ale... to były największe płatki śniegu w życiu
Cheon-Sa. Porywisty wiatr, rozrzucał je na wszystkie strony świata,
raniły twarze ostrymi ramionami, topiły się w dłoni zaledwie po
sekundzie ale było w nich coś pięknego.
Cheon-Sa
nawet nie zauważyła kiedy luty tak szybko im minął. Jeszcze tylko
tydzień a studia staną się czymś bardzo realnym.
Przerażająca
wizja, dorosłego życia w samotności o które tak bardzo się
modliła, nachodziła ją nocami, chwytała za gardło, dusząc
szlochem. Budziła się z twarzą napiętnowaną łzami. Sen o
dorosłym życiu, sen o który nieustanie zabiegała, miała
stać się rzeczywistością, wymierzając jej porządny policzek od
życia.
-
No dobra – Ju-Won siadł naprzeciwko Cheon-Sa. W ręce trzymał
kubek gorącej czekolady i leniwie mieszał łyżeczką –
bezgłośnie, nie postukując o dno. - Jeśli chcesz coś do jedzenia
to mów.
- Wyjątkowo
targnąłeś się dziś na fundowanie, wiesz?
Przewrócił
oczami.
-
A bo ja wiem. Może chcę zachować się jak dżentelmen? -
Ju-Won wzruszył ramionami.
-
Nie jesteś dżentelmenem – spostrzegła bardziej szorstko niż
zamierzała.
-
A pani nie jest damą – uniósł kącik ust w półuśmiechu.
-
Nie czytałeś Przeminęło z wiatrem.
-
A skąd wiesz?
Drań
miał racje, Cheon-Sa przygryzła siną wargę. Niczego o nim nie
wiedziała, równie dobrze mógł być ukrytym fanem Scarlett.
Ale,
nie...
Przecież
nie wyglądał na taką osobę... Zdecydowanie... Tak samo jak
Jung-Su nie wyglądał na kogoś kto może trzymać urazę tak długo.
Nie
osądzaj ludzi po okładce, Cheon-Sa, upomniała się w myślach
Prawda
była taka, że od tamtego dnia w kawiarni, gdy Jung-Su nie wytrzymał
i wyrzucił na nią wszystko to co go gryzło minął już tydzień.
Tydzień bez żadnego słowa, nawet cichego „cześć”. To było
takie do niego nie podobne.
A,
że według Cheon-Sa, nie miał powodu do takiego zachowania sprawa
wydawała się bardziej podejrzana. Chciał, żeby stała się
na powrót otwarta na ludzi? Spokojna głowa, mogła tego dokonać
bez problemy. Od tygodnia sumiennie trzymała się nowej zasady,
starała się poznać lepiej członków zespołu – o nazwie
nieznanej do tej pory – Jeong-Rin a także Ahjussi'ego. To nie byli
źli ludzie. Geun-Chan faktycznie do najbystrzejszych nie należał
ale jeden jego uśmiech i dobroć błyszczących oczu zburzyły
wszystkie mury między nimi, podobnie było też w przypadku Min-Soo,
gitarzysty, który całym swoim jestestwem mógł posiąść jej
serce.
Najgorzej
było z Ju-Won'em.
Gdy
w pobliży był Jung-Su, sprawiał wrażenie, że Cheon-Sa jest
niewidoczna – nie żeby jej to przeszkadzało – a gdy byli sami
lub przy Seung-Joon'ie to całkiem inna historia. Stawał się
chamski, wredny i sypał zniewagami jak z rękawa. Gdyby nie tak
ładna twarz pewnie już dawno byłby nikim w oczach ludzi. Cheon-Sa
nie wiedziała tylko, czy to jego prawdziwe „ja” czy maska za
którą się ukrywa.
Jeden
diabeł, drgnęła. I tak nie jest to moja sprawa.
Sama
siebie wprawiała w zadziwienie, że była co do tego taka pewna.
Ona? Jedna z najbardziej niezdecydowanych osób na świece? Ju-Won
specjalnie jej nie interesowały i w znajomość z nim na pewno
angażować się nie będzie. Te grupowe randki, albo Bóg jedne wie
co to jest, to jedyny akt jej dobrej woli skierowany w jego stronę.
I
na to nie powinna była się zgadzać, przy nim miała dwa razy
większego pecha niż zazwyczaj. Na przykład ta wpadka z kranem...
Makabryczny pech
Cheon-Sa
milczała jeszcze przez chwilę.
-
Nie jestem głodna – jak na komendę, żołądek zawył o posiłek.
I
ty żołądku przeciwko mnie?
Ścisnęła
brzuch rękoma. Jedyne na co miała ochotę to coś z wypieków
Jung-Su, inni niech się chrzanią. Ta cała kłótnia, to piekielnie
zła rzecz!
-Eklerka?
-Zaproponował z irytującym uśmiechem. Zmarszczyła brwi i całą
złość przelała w to jedno łypnięcie rzucone spod oka. - Mam coś
na twarzy? - zapytał jako odzew za jej wiercące w nim dziurę
spojrzenie.
-
Tak. Usta, nos, oczy. Ta twarz... dziewczyny na to lecą, prawda?
Uśmiechną
się słodko, jak to miał w zwyczaju. Bardzo nieszczerze ale słodko.
Grzywka przy tym zasłaniała mu większą część czoła, ale
odsłaniała duże oczy. I te nadymane policzki... Cheon-Sa mogłaby
przysiąc, że Ju-Won jest ładniejszy od większości
dziewczyn. A to raczej nie był komplement? Jaka dziewczyna
poleciałaby na chłopaka ładniejszego od niej?Głupia...
-
Tak. Dlatego siedzisz teraz przede mną i myślisz sobie „Ah, ale
mi zazdroszczą”, prawda?
-
To prawda – odrzekła Cheon-Sa wzdychając ciężko, Już po kilku
dniach nauczyła się, że trzeba mu dać kilka sekund na pocieszenie
się zwycięstwem a potem zbić z pantałyku – Zazdroszczą mi –
przeciągała wyraźnie każdą sylabę trzymając przy ustach kubek.
- Ten płaszcz był naprawdę drogi.
-Ah
tak – westchną z wesołym rumieńcem na twarzy. Sam uśmiech
Ju-Won'a miał jakąś skrytą głęboko moc. Gdyby tylko uśmiechał
się częściej... nie, uśmiechał się wystarczająco często,
gdyby ten uśmiech był po prostu szczery. - To chcesz coś do
jedzenia, czy nie?
-
Pomyślmy - uśmiechnęła się. - Zjadłabym hmm... Bulgogi*.
- Bulgogi? - zakrztusił
się napojem. Wystraszony do szaleństwa samą myślą, że ktoś
mógł to widzieć, odwrócił głowę i przefiltrował cały lokal.
-To obrzydliwe.
- A co w tym
obrzydliwego?
- Zawijasz mięso w
sałatę i wpychasz do ust bez pomocy sztuców. A gdzie higiena i
maniery?
Przez kilka sekund na
zmianę otwierała i zamykała usta.
Obrzydliwe?
Niehigieniczne? I co jeszcze, może niesmaczne?
Cheon-Sa zdążyła
odzyskać równowagę w chwili gdy próg kawiarni przekroczyło
czterech nowych gości. Obcy chłopak – jeden z dwóch
zresztą – pomachał do Ju-Wona. Z rękoma w kieszeniach kurtki,
podszedł do ich stolika.
A oto i nasi długo
wyczekiwanie goście, tak? Wyprostowana, przywitała ich gestem dłoni
i ciepłym uśmiechem
- Cześć jestem Tae-Woo
– Przywitał się z Cheon-Sa. - Możemy się dosiąść, prawda?
Ju-Won skiną głową.
Tae-Woo przysiadł obok Cheon-Sa i uśmiechną się do niej. Iskierki
w jego brązowych oczach wesoło błyszczały.
Pozostali również
usiedli. Był tam Se-Yoon, chłopak o pociągłej twarzy i miłym
uśmiechu, Eun-Ji z burzą rudo-kasztanowych włosów i urocza Sora w
białym płaszczyku. Mieli poczekać jeszcze na ostatnią dwójkę,
Areum i Shi-Won'a, którzy utknęli w korku.
- Oppa, słyszałam od
Tae-Woo oppy, że grasz w zespole - Sora uśmiechała się do
Ju-Won'a robiąc przy tym maślane oczka, niczym szczeniaczek,
przyszło jej na myśl. Cheon-Sa już wiedziała, że to może być
na prawdę dobre przedstawienie
- Tak – zgodził się z
dziewczyną. – Jestem głównym wokalistą i gram na gitarze.
- O-p-p-a – Sora tak
bardzo przeciągała sylaby w tym słowie, Cheon-Sa trudno było
opanować śmiech. - A może byś nam coś zaśpiewał?
- Nie ma problemu. -
puścił jej kokieteryjne oczko.
Nie no brak słów,
pomyślała Cheon-Sa.
- Najpierw coś zjedzmy,
padam z głodu. - Tae-Woo chwycił się brzucha i niesamowity nastrój
między Ju-Won'em a Sorą prysł. Z uczuciem bliskim temu, które
ogarnia ludzi, gdy ulubiony film zostaje przerwany reklamami,
Cheon-Sa zajrzała do menu.
- Nie czekamy na
pozostałych? - Po raz pierwszy od przyjścia, Eun-Ji przemówiła.
Cicho i delikatnie, jakby stąpając po delikatnym i kruchym lodzie.
Wyglądała na bardziej śmiałą od „uroczo-natrętnej”
koleżanki. Eun-Ji z wielkimi brązowymi oczami, w mocnym makijażu
oczu i skórzanej kurtce, nagle stała się kolejnym żywym dowodem
na to, jak łatwo mogą mylić pozory.
- Nie będę czekać,
najwyżej przegapią swój deser - Tae-Woo zabrał głos a Sora
zachichotała, zakrywając dłonią usta, Se-Yoon jej wtórował.
Cheon-Sa zsunęła się
na skraj krzesła i wyciągnęła przed siebie ręce z otwartym menu
w dłoniach. Nie mogła się zdecydować. Wszystkiego było na
pęczki, wszystko było nijakie.
- Co wybierasz?
Usta Tee-Won'a znalazły
się tuz przy jej uchu. Siedział dokładnie tak samo jak ona i
odgradzał się od dyskusji pozostałych.
- Jeszcze nie wiem, a ty?
- Hm... Kremowy sernik
posypany płatkami migdałów. Brzmi pysznie prawda?
- Średnio.
Zamrugał zszokowany. To
ktoś może mieć tak odmienne zdanie? Mina mu zrzedła ale tylko na
chwile, nerwowo poprawił kołnierzyk koszuli i uśmiechnął się
pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.
- A co według ciebie
jest zachęcające?
Uniosła wzrok i
uśmiechnęła się delikatnie do Tae-Won'a.
- Uhm – mruknęła –
Raczej nic.
Posłał jej pełne
zdziwienia spojrzenie i przewrócił oczami.
Każdy złożył
zamówienie wybierając z menu coraz śmieszniej brzmiące desery.
Sernik Tae-Won'a nagle zabrzmiał najsmaczniej. Cheon-Sa oddała
swoją kartę drżącą dłonią. Całym sercem pragnęła oddać ten
beznadziejny dzień na jeden seans filmowy z Haną, Su-Jin i Jung-Su.
Nic tak nie uspokaja człowieka jak miska ostrych czipsów, rozmiękły
od masła popcorn i złamane serce bohaterki filmu której nikt nigdy
nie współczuje, ewentualnie japoński psychiczny horror lub
dramaton powodujący więcej śmichu niż cokolwiek innego.
Przyjrzała się
sernikowi zdrowo naszpikowanemu niebieskimi borówkami. Całość
była rozmiękła i nie trzymała się razem. Cheon-Sa tylko po
nakłuwała go widelczykiem, podparła rękę pod brodę i
przyglądała się tym wyjętym z innej bajki, ludziom.
- Całkiem dobry -
Tae-Won oblizał usta, wyciągając przed siebie długie nogi.
Kolejny raz błysną do niej zębami i ze smakiem spojrzał na
talerzyk Cheon-Sa. - Nie jesz?
Pokręciła głową a
Tae-Won chwycił równie szybko jak go później zjadł. Prawie w
jednym kawałku.
- Żałuj, dobry był.
- Ja, po prostu chyba nie
mam apetytu.
- Nie lubię jak
dziewczyny są na diecie – usiadł prosto. - Serio, czym chudsza to
gorsza. A ty... - przerwał i zlustrował ją wzrokiem. Musiał się
trochę nachylić by zacząć od ukrytych pod stolikiem tenisówek,
zahaczyć o wąskie dżinsy, kawałek wstającej spod płaszcza
koszuli i kończąc na rozpadającym się upięciu brązowych włosów.
- Nawet nie masz z czego. - kolejny, nawet miły, pełny uśmiech.
- Ja... - zaczęła.
- Ona się nie odchudza.
- Ju-Won, spoglądał na nią uśmiechnięty od ucha do ucha. -
Przysięgła byłemu chłopakowi, że będzie tylko to co on jej
ugotuje. Wiesz jak to jest kilka dni po zerwaniu, serce jeszcze boli.
- W ostanie słowa włożył tyle sarkazmu ile tylko się dało. Udał
nawet pełen współczucia głos.
- O! - Sora klasnęła w
dłonie, para przy sąsiednim stoliku spojrzała na nich z
nienawiścią. - Powinniśmy się tobą dobrze zająć. Co myślicie
o barze karaoke?
-Karaoke jest
przereklamowane – Se-Yoon uśmiechną się do Cheon-Sa znacząco,
nie dopuszczając jej do jakiegokolwiek sprzeciwu. Bo niby kiedy
zerwała chłopakiem? Kiedy złożyła taką głupią przysięgę?Od
kiedy to ona miała chłopaka? - Soju. Zdecydowanie wolę soju.
- Omo! Soju, źle robi na
skórę!
Cheon-Sa otworzyła usta
i szybko je zamknęła. Chłopak z sąsiedniego stolika przyszywał
ją nienawistnym wzrokiem, czyżby nie udała mu się randka?
- Eeee...
Cheon-Sa próbowała
zabrać głos. Właściwie „próbowała” to złe słowo,
otwierała usta, ktoś jej przeszkadzał, wydusiła z siebie sylabę,
siła przebicia Sory była nie do pokonania.
Odpuściła, opadła na
oparcie krzesła i odetchnęła zimnym powietrzem. Z jej
bladoróżowych ust wydobywały się co chwilę kłęby pary.
- Ramen? - Zaskrzeczała
Sora, odgarniając z szyi ciemne loki. - Chcesz, żebym była później
spuchnięta? Nigdy w życiu. Nie jem takich świństw.
Cheon-Sa wyłączyła się
z dyskusji na dobre. Tematy zeszły na totalnie inną drogę niż ta,
którą szli jak do tej pory. Głupi, głupi Ju-Won...
Gdy zbierali się do
wyjścia - nadal prowadząc tą nadzwyczaj interesującą dyskusję:
soju, ramen czy bar karaoke? - Cheon-sa szła z tyłu cichutko jak
myszka. Drepcząc trampkami po ubitym wcześniej śniegu. Że też
nawet nie zebrali go z chodników?
Dworzec był dwie ulice
dalej. Cheon-Sa stała wpatrując się płatki śniegu które powoli
przestawały spadać na ziemie. Śnieżyca ustąpiła.
Spojrzała w górę.
Świat z tej perspektywy
był naprawdę piękny. Niebieskie niebo, bez żadnych
nieprzetrzepanych chmur, gra świateł we wszystkich kolorach tęczy,
odbijających się od śniegu. Odwracała się tyłem do pozostałych.
Przysłoniła czoło ręką by móc lepiej widzieć jak błękit
nieba płynnie łączy się z bielą poprzez szarawe budynki.
Ostatnie płatki śnieżnej pierzynki spadały jej na twarz, zmrużone
od wszechobecnej jasności oczy, czerwone od mrozu ręce, usta
spierzchnięte od zimna.
- O cholera – mrukną
ktoś z tyłu. Wziął ją za ramie i pociągną do tyłu.
- Co ty...
- Jezu – powiedział
Ju-Won. Po za nimi nie było już nikogo znajomego. - To, że śnieg
nie pada, nie znaczy, że nie jest zimno.
- No coś ty, naprawdę?
- Jak chcesz wylądować
w łóżku to było powiedzieć? Po co od razu wykręcać się
chorobą?
- Ja nie... - zaczęła.
Ju-Won wzruszył tylko
ramionami. Z nieprzeniknioną miną trzymał ręce w kieszeniach
kurtki.
- O rany... nie wiesz...
- To był żart,
Cheon-sa. - Wyciągną rękę, nabierała powoli delikatnego sinego
koloru. Delikatnie uderzył ją w czoło tak jakby to nic nie
znaczyło.
Dla Cheon-sa to był znak
mówiący „wojna się rozpoczęła”.
- To bolało –
zaczerpnęła głęboko powietrza, chwyciła się za czoło obydwoma
rękoma. A co jeśli będzie siniak ty zdrajco!
- Przypomnij sobie, jak
ci powiedziałem, że jesteś ostatnią z jaka mógłbym pójść do
łóżka.
Wargi jej zmarzły, ręce
też, wcisnęła je głęboko do kieszeni dżinsów. Przekrzywiła
lekko głowę patrząc na opadającą grzywkę chłopaka, jego oczy
były ciemne jak noc.
- Chyba ująłeś to
trochę inaczej.
- Właśnie. Wspomniałem
też o tym, ze jesteś nieatrakcyjna w każdym calu.
- Omo, nie przeginaj
dobra?
Lewa noga delikatnie do
przodu,przypadek podręcznikowy, prawa noga całą siła uderzająca
w piszczel...
Uchylił się. C-O-F-N-Ą
S-I-Ę?
Pokręcił głową, ta
cześć śniegu pokrywająca kurtkę spadła na ziemie, reszta
moczyła ciemne włosy.
Wymamrotał coś dziwnego
i poszedł przodem. Był jak znikająca ciemna plama w światłach
dworca.
Dwie godziny zajęło
Areum i Shi-Won'owi wydostanie się z centrum Seulu i przedostanie do
tej jego części gdzie można było oddychać.
Ale co to są dwie
godziny, gdy przed tobą stoi koleś wprost wyjęty z plakatu. O tak,
tak właśnie pomyślała Cheon-sa, patrząc na chłopaka w
białej koszuli, stojącego tuż obok niesamowicie pospolitej dziewczyny, Areum.
- Jezu ale nas wszystkich
jest dużo – pan „reklama pasty do zębów” szybko policzył
wszystkich zgromadzonych pod bramą wesołego miasteczka. Jak na taką
porę dnia i cholernie paskudną pogodę, było w nim bardzo tłoczno.
Tak jak w słoneczne popołudnie. - Losujemy pary?
- Nie. Jeszcze wylosujesz
swoją przyjaciółkę i cały ten głupi zakład nigdy niedobieganie
końca. - szurając nogami, Ju-Won podszedł do Cheon-Sa, obrócił
ją do siebie tyłem i popchną do przodu. – Bierz ją sobie, ale
uważaj, by oddać w nienaruszonym stanie.
Teo-Won stłumił
parsknięcie a Shi-Won zmierzył Cheon-Sa płonącym spojrzeniem
brązowych oczu. Chyba był zadowolony, mrugną do Ju-Won, który
zbył go machnięciem ręki.
Jak towar w
supermarkecie... przeceniony towar!
Prychnęła pod nosem,
odchrząknęła i ruszyła gęsiego za Eun-Ji.
Chyba źle dosłyszała,
bo z ust Shi-Won'a padły słowa brzmiące łudząco podobnie do
„Proszę przodem, aniołku” na co natychmiastowo podeszło jej
żółcią do gardła. Chang-Min tak mówił, Alex Kwang również i
ktoś o najpiękniejszych oczach jakie widziała. Kobieta,
mieszkająca przez kilka miesięcy razem z nią i jej matką, na
Brooklynie.
Weszli na teren wesołego
miasteczka i wśród grupy rozległy się szepty:
- Rozdzielamy się?
- Tak. Tak będzie
najlepiej.
- To niech każdy pójdzie
w inną stronę.
- W tym tłumie się
pogubimy.
- O dwudziestej drugiej
pod piekielnym młynem.
To były ostatnie słowa
Ju-Won'a nim znikną w tłumie.
Podeszła do Shi-Won'a.
Chłopak tylko zamrugał.
Stał z rękoma w kieszeniach, wbijając wzrok w ziemie. Co jakiś
czas tylko, szturchał stopą śnieg.
- To co robimy? - spytał
nieco roztargniony.
Czuła jak bije mu serce.
Bum-Bum-Bum, nawet gdy stał metr dalej.
Jej własne także było
spanikowane.
- Ponoć przegapiłem
deser. Może coś zjemy?
Podniósł głowę,
wyprostował sylwetkę spoglądając na nią oczami pełnymi nadziei.
Gdzieś w tych ciemnych oczach kryła się czysta prawda mówiąca
trzeźwo: „nic z tego nie wyjdzie”.
Cheon-Sa jednak miała
nadzieje by przynajmniej jej poświecenie zakończyło ten zakład.
Gdy w tamtą niedziele Seul został sparaliżowany puszystym
śniegiem, Ju-Won liczył na to by uznano to za dar od losu.
- Módl się by odwołali
zakład. Inaczej spiknę cię z najbrzydszym chłopakiem w Seulu –
powiedział wtedy, maltretując telefon Min-Soo.
Kiwnęła głową.
Chłopak szedł przodem, wolno, stawiając kroki z delikatnym
wahaniem.
Drogi Ju-Won'ie, jeśli
to od początków miał być Shi-Won to potrafię sobie wybaczyć ten
brak modlitw.
Wciskając trzęsące się
ręce, głębiej w kieszenie płaszcza, obserwowała wyprostowaną
sylwetkę chłopaka. Wysoki, ładna twarz, zęby a'la „właśnie
wróciłem od dentysty” i fryzura mówiąca prawie to samo, tylko,
że z fryzjerem w roli głównej.
Licznik idealności
wskazywał gorące 100%
Rozejrzała się
dookoła.
Wszystko błyszczało, z
głośników puszczano najnowsze k-pop'owe przeboje
Park Rozrywki
tętnił życiem. Wszędzie, dosłownie wszędzie, byli ludzie. Czy
to były dzieci, nastolatkowie, zakochane pary, całe rodziny...
wszędzie!
Znowu nie będzie czym
oddychać, pomyślała przyglądając się neonowym karuzelom.
Weszli w tłum, mijając
wszelakie atrakcje. Były tu karuzele, rollercoastery, gry wideo,
losy a nawet tor gokartowy. Gdy przechodzili obok gigantycznej
kolejki górskiej, Shi-Won podszedł do straganu z bungeoppang,
kupując dwie usmażone na złoto rybki.
Cheon-Sa
zjadła swoją w drodze na młyńskie koło, przypominając sobie o
tym jak bardzo głodna była już w kawiarni. Skorzystała jeszcze z
okazji, kupując bubble tea, niedaleko młyńskiego koła.
Zawsze to
jakieś zajęcie, pomyślała spoglądając na Shi-Won'a z ukosa,
czując w ustach słodki smak czekolady i mleka.
Wchodząc do
wagoniku podał Cheon-Sa rękę. Zarumieniła się, kosmyk włosów
opadł na jej twarz.
Gdy siedli na
przeciwko siebie, każde sączące swoją "bąbelkową"
herbatę, zrobiło się niezręcznie. Zagryzła wargi spoglądając
na przejrzyste niebo. Niebo było w dwóch kolorach, czerni i
szarościach. Właśnie zapadł zmierzch, Seul pokrywał się mgłą.
- Długo znasz
Ju-Wona?
Cheon-Sa
pokręciła głową.
- A ty?
- Dłużej niż jego, pseudo zespół. A mimo to,jestem
tylko dongsaeng** którego zna.
- Dongsaeng? - Zakrztusiła się z wrażenia. - Jesteś
młodszy ode mnie? Jesteś uczniem? Jestem twoją nuną***?
Kiwną głową. wystarczyło by ponownie
pogrążyć się w niezręcznej ciszy.
Licznik idealności spadł do zera.
Po dwóch okrążeniach - bardzo, bardzo wolnych, według
Cheon-Sa, wrócili na ziemie.
Dopiero w domu
strachów poczuła jak bariery opadają.
Wagonik
wystartował a tuż przed jej twarzą wyskoczył wielki pająk. "O
Boże" wyrwało się, z jej ust razem głośnym piskiem.
Shi-Won, siedzący obok, roześmiał się wniebogłosy. W tedy z jego
strony pojawił się zombie tryskający zieloną krwią. Chłopakowi
wyrwał się krzyk, złapał jej nadgarstek spoglądając na Cheon-Sa
ze strachem w oczach. Wagonik skręcił a później w zabójczym
tępię pojechał w dół.
Włosy
Cheon-Sa całkowicie wyplątały się z upięcia, wirowały w
powietrzu. Wjechali w sieć pająka, chłopak przytulił się do
Cheon-Sa poniesiony adrenaliną, krzycząc przerażająco.
Kolejny zjad w
dól i z zawrotna prędkością pionowo w górę. Gdzieniegdzie
pojawiały się wampiry, duchy i wielkie pająki. Z każdym kolejnym
zakrętem, Shi-Won, miażdżył jej żebra.
Zatrzymali
się.
Cheon-Sa
westchnęła. Spiorunowała Shi-Won'a wzorkiem na co on od razu
wypuścił ją z ramion. Trząsł się jeszcze przez pół drogi nim
doszli do krzywych zwierciadeł. Widząc ich zmodyfikowane ciała nie
mogli się powstrzymać od śmiechu. Z tego miejsca już wyszli w
lepszych humorach, dogadując się wreszcie, rozmawiając i śmiejąc
się z sytuacji w domu strachów.
Zafundowali
sobie jeszcze Wikinga, gdzie można było ogłuchnąć od krzyków i
gigantyczną karuzelę - nie wskazaną dla osób bojących się
wysokości.
To właśnie
na tej karuzeli, Cheon-Sa dostrzegła samotnie stojącą dziewczynę
łudząco przypominającą jedną z uczestniczek "randki w
ciemno". Nie była pewna co do jej imienia, nigdy nie
przywiązywała do nich znaczenia. Włosy dziewczyny powiewały na
wszystkie strony, dreptała w miejscu, zacierając ręce.
Wysłała
Sh-Won'a po jeszcze jedne bubble tea i podeszła do dziewczyny.
- Zgubiłaś
partnera?
Drgnęła.
Spojrzała z pod zasłony miedzianych włosów, wybałuszyła na nią
oczy.
Najwidoczniej
nie jestem miłym widokiem, pomyślała Cheon-Sa.
- Eeee...
Zwiałam mu. - szepnęła
- Eun-Ji, tak?
- Od strony jej pleców rozległ się głos Shi-Won'a. - Jeśli
trafiłaś na Tea-Won'a to się nie dziwię. Trzymaj.
Dziewczyna
przyjęła Bubble tea z wdzięcznością.
Cheon-Sa upiła
łyka słodkiego napoju, spojrzała przed siebie. Przez chwile miała
wrażenie, że znajoma twarz mignęła w tłumie.
I jakże dziwne to było wrażenie. Nieprzyjemna gorycz
paląca wnętrzności. Samo wspomnienie nie powodowało takiego
uczucia.
Za dużo
tapioki, za dużo karuzeli i za mało tlenu, a o to efekty -
urojenia. Pociągnęła jeszcze kilka łyków i wyrzuciła puste
opakowanie.
Stojąc w przy
koszu, poczuła ciężar czyjeś dłoni na ramieniu.
- A-a-aniołek?
______________________________________________
* Bulgogi - Koreańskie tradycyjne danie.
**Dongsaeng (Kr.) - młodsze rodzeństwo, młodszy brat.
***Nuna (Kr.) - Starsza siostra, starsza koleżanka zwrot używany przez młodszego chłopaka.
A-a-aniołek? - nie wiem, dla mnie to zabrzmiało (czy tekst może brzmieć? eee... znaczy no...) trochę nietrzeźwo, ale to może ja mam jakieś schizy. xd Zresztą nie mam pojęcia, kogo zobaczyła w tym tłumie, a pewnie to ten ktoś to powiedział. Ten ktoś o pięknych oczach? Czyżby?
OdpowiedzUsuńReakcje Cheon-sa są po prostu jedyne w swoim rodzaju. Ale jak to się cofnął? Kiedyś miałam fazę kopania pewnego idioty, świetnie ją rozumiem. :3 Reklama pasty do zębów też mnie rozwaliła. Nie wpadłabym na to. xd
Strachliwy ten Shi-Won, biedna, zmieżdżona Cheon-sa. A był taki idealny! I przecież był a'la wróciłem od stylisty! xd
Zapominasz o literce Ł, moja droga. I troszku za dużo przecinków, chociaż ja średnio się znam w tym temacie. :P
ile cię tu nie było ;P
OdpowiedzUsuńmasz ode mnie porządnego oranusa, a ja zgubiłam wątek...myślałam że nas zostawisz ;(
przed czytaniem, musiałam ogarnąć co było w ostatnim ;) długoo dziś i chociaż to jest plusem.
jak zawsze wszystko mało przewidywalne i wciągające, pisz tak dalej ;) oryginalność jest w modzie!
dzieki za miłe słowa a nad filmem się zastanowię ;)
UsuńAsh Cross... Znowu Cię nie ma! Jak to tak można? Chcę wiedzieć, kto tak nietrzeźwo mówi na koniec rozdziału! :p Masz skrobać następnego, bo znajdę Cię, przyjadę tam i będę zastraszać, dopóki nie napiszesz. Nieładnie tak zostawiać czytelników! :3
OdpowiedzUsuńTak, połączyłam tamtych pięć, ewentualnie sześć. ;) Bo nie pasowało mi coś w następnych rozdziałach, był tam jeden wielki bajzel. No i... trzeba było poprawić co nieco. W następnym bodajże... wróć! pogubiłam się... nieee, dopiero w piątym będzie coś nowego, a w zasadzie to w każdym jest. Ale tam będzie wielkie surprise, bo w końcu coś nowego naskrobię i nie będę się bawić w korektora, o! :P
OdpowiedzUsuńWidzę, że w domu spokoju brak... Do mnie przyjechała rodzina i powtarzam - nienawidzę ludzi! Także od wtorku mam załamanie (rodzina!) , a w zasadzie to od poprzedniego wtorku (druga rodzina!) , a obecnie jest u mnie trzecia rodzina! No taaak... W takich chwilach zastanawiam się czy nie zamknąć się w pokoju i nocą przemykać po jedzenie, kiedy nikt mnie nie widzi... Błagam, zgiń rasa ludzko! Chyba jestem jakaś aspołeczna, ups? :P
A kiedy u Ciebie nowy rozdział?
Tego nie było aż tak dużo! Gdzie była ta zdolność, kiedy pisałam wypracowania do szkoły?! xd
OdpowiedzUsuńŁał, wreszcie pojawiło się coś nowego! Już myślałam ze nic z tego nie będzie i rozpłynęłaś się w mrokach Internetów na stałe. Na szczęście wróciłaś i co najlepsze, przekonałam się o tym ostatnia.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, jak zwykle zachwycają mnie koncepty z działu ,,opis rzeczywistości" oraz charakter Cheon-Sa który staje się coraz bardziej zarysowany i właściwie już potrafię ją sobie wyobrazić, już mogę określić w miarę jakim jest człowiekiem. Mam nadzieję że na tym nie skończysz i nie uciekniesz znowu :)
Przedostatni gif - umieram, spadam z łóżka i tarzam się po podłodze. xD Ale wchodzę w to! Zafundujmy im wakacje z biletem w jedną stronę... :3
OdpowiedzUsuńCzekamy do piątego rozdziału, który zaczyna się mniej więcej tak:
http://oi40.tinypic.com/25uobir.jpg
Prowokatorzy moi kochani... ^^
Wydaje mi się, że twój spoilerek ma związek z a-a-aniołkowym ktosiem. Albo nie wiem. xd
Co do VIXX twierdzę, że... wszystkie ich piosenki są tak schizowe, że nawet nie potrafiłabym sobie tego wyobrazić. Ale muzyką robią dobrą. Tylko schizową. Ale dobrze się słucha. xd Ten teledysk z laleczką Voodoo mnie totalnie rozwalił, a moja siostra chciała mnie wysłać do psychiatry, bo oglądam takie rzeczy. Już myślałam, że ten duet będzie normalny, ale nie! Trzeba było wyrwać jej serce. :D W zasadzie muzykę robię fajną, ale teledyski trochę przerażają...
OdpowiedzUsuńZrobiłabym godzinny wywód, ale muszę przekazać laptopa siostrze. :P
A ten przystojniak to Hadrian z mojego opowiadania. Żeby go znaleźć w Internetach musisz się trochę bardziej postarać. :P hahah
Nie wiem, jak inaczej się z Tobą skontaktować - jeśli to nie podziała, idę robić rozkopy w internetach - dlatego piszę tutaj. Dziewczyno, gdzieś Ty zniknęła na tak długo? Brakuje mi wybuchowej Cheon-Sa i Twojego optymizmu w komentarzach. Żyjesz tam jeszcze, czy mam odwiedzić Twój grób? :>
OdpowiedzUsuń