- Wciąż nie wiem czy
to no pewno jest dobry pomysł – oświadczyła Cheon-Sa.
Jung-Su skrzyżował
ręce na piersi by ukazać swoje oburzenie. Od samego początku był zdenerwowany. Reagował na każdy, najmniejszy podejrzany dźwięk. Jakby się czegoś obawiał... albo nie wyspał porządnie.
- Może powinnaś
powiedzieć to wcześniej?
- Na pewno o tym
wspomniałam.
Stali w długiej
kolejce do kasy w supermarkecie. Cheon-Sa przyciskała do piersi
metalowy koszyk wypchany wszystkim co zgarnęli po drodze. Od
dziesięciu minut czekali aż będą mogli się rozpakować,
przeliczyć, zapłacić i wyjść. Czekali a kolejka nawet nie miała
zamiaru się zmniejszyć.
W Cheon-Sa rosło
współczucie gdy odwracała się i widziała drugi koniec kolejki,
równie długi.
- Czy dzisiaj jest
jakaś wyprzedaż?
Jung-Su zastanawiał
się przez chwile.
- Raczej nie –
powiedział w końcu. - Ale może ogłosili globalną katastrofę?
- Zdecydowanie za
dużo komiksów Jung-Su. Zdecydowanie za dużo.
Chłopak uśmiechnął
się krzywo.
- Czyli nie mowy o
tym, żebyśmy tam zaszli i coś sobie kupili?
- Ah, nie wiem
Jugn-Su – wzruszyła ramionami. - Zawsze możemy się przejść.
Tylko czy wystarczy nam czasu.
- Wiesz – spojrzał
na zegarek. Cheon-Sa nadal nie mogła wyjść ze zdumienia, że w
takich czasach on nadal nosił zegarek. Ba, on się z nim nie
rozstawał, a był to zwykły przedpotopowy zegarek ze srebrną
tarczą i wskazówkami – Delikatnie mówiąc, już jesteśmy
spóźnieni.
- Mówiłam, że to
był zły pomysł.
- No właśnie, że
nie mówiłaś. Jak zaoferowałem żebyśmy poszli do sklepu to tylko
skinęłaś głową.
- Na pewno mówiłam.
I to z kilka razy...
- Brakuje nam mleka.
- Co?
- Nie wzięliśmy
mleka - Jung-Su wskazał na napełniony po brzegi koszyk.
- Nie no porostu
świetnie.
Położyła koszyk
na końcu lady. Kolejka powoli się zmniejszała. Cheon-Sa
obstawiała, że jeszcze około dziesięciu minut i będą mogli
wyjść z tego dusznego sklepu.
Szczerze
nienawidziła tłumów i braku dostępu do świeżego powietrza.
- Po prostu tu
zostań. Zaraz będę z powrotem – i znikną w alejce z nabiałem.
Teraz pytanie, czy
brakuje nam tylko mleka, pomyślała Cheon-Sa.
Z kieszeni dżinsów
wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. Była ciekawa jak
długo stoją już w tej kolejce.
- Dziesięć po
czwartej! - zakryła dłonią usta. O ile dobrze pamiętała, wyszli
z domu o piętnastej... więc jak?
Następne sekundy
zdawały się dla Cheon-Sa wiecznością. Powoli sunęła koszykiem
po ladzie, co raz bliżej ekspedientki. Przed oczami miała tylko
zegarek. A Jung-Su szukał tego mleka i szukał.
- Nie uwierzysz! -
Zaskrzeczał Jung-Su tuż przy jej uchu.
Cheon-Sa zerknęła
na niego.
- Czy ty o to mleko
musiałeś walczyć? - Zakpiła.
- Nie –
zaprotestował. - Ale miałaś racje.
- W czym?
- Mają zniżkę na
nabiał. Zapłacimy całe 500 won* mniej.
- Wiec może zrobimy
zapasy mleka na cały rok – w jej glosie słychać było
rozbawienie i sarkazm. Jung-Su od razu wyłapał to drogie. Przez
zaparowane szkła skarcił ją spojrzeniem. - To tylko 500 won
Jung-Su.
- Nie, to aż 500
won.
Machnęła na niego
ręką i zaczęła wypakowywać zawartość kosza. Jeśli stanie w
tej okropnej kolejce wydawało się wiecznością ta jak długo
zajmie nam to, pomyślała.
Zmarszczyła lekko
brwi. Tak długo musiała czekać ściśnięta przez obcych ludzi a
teraz to, tupnęła nogą i wykrzywiła usta. Czego w tym koszu nie
było. Jadalne fiołki, kandyzowane i doskonale fioletowe,
przypominały włosy Alex'a Kwang gdy powoli schodziła nich farba.
Przyprawy, całe tony korzennych przypraw, opakowanie rozpuszczalnej
kawy, jaja, litr albo dwa świeżej śmietanki, serek mascarpone,
mąka i mleko. Mleko które Jung-Su przyciskał do piersi jak
największy skarb.
W CML już nie było
tłoków. Cheon-Sa aż odetchnęła ulgą na ten widok, miała
wrażenie, że powietrze jest wręcz namacalne.
Domniemany zespół,
w którego kompetencje Cheon-Sa szczerze wątpiła, siedział na
białej kanapie. Rozleniwieni prowadzili między sobą poważną
konwersację o bzdetach. Ju-Won, którego Cheon-Sa od razu
znielubiła, wydawał się leniwy i pusty. Jego uśmiech albo też
sekundowy grymas twarzy - jak zwał tak zwał - i nieobecne
spojrzenie samo za siebie mówiło, że ma pstro w głowie.
Szybko ogarnęła
wnętrze. Przy sofie było ich tylko troje, czwarty siedział przy
barze majstrując coś przy telefonie. Albo telefonopodobnym czymś.
- Cześć – rzucił
mu oschle Jung-Su. Chłopak jedynie od machną mu ręką na
powitanie.
Ciekawe czy w ogóle
wie komu macha, pomyślała. Czuła się dziwnie, to nie było
miejsce dla niej. Była tu obca. Każdy z tych chłopców, Joeng-Rin
i Ahjussi tworzyli jedną wielką rodzinę. Cheon-Sa była jak piąte
koło u wozu, przynajmniej sama się tak czuła.
Plastikową torbę z
zakupami położyła na kuchennym blacie. Jung-Su po kolei chował
swoje skarby do lodówki, półek i szafek. Pozostawił tylko
nieliczne. Cheon-Sa zgadywała, że to są składniki na specjał
dnia.
- Co to będzie? -
spytała. Czerwony fartuch zawiązała w pasie i spięła włosy.
Była zwarta i gotowa do pomocy.
- Mus z białej
czekolady. Odważysz się spróbować?
- Zjem. Nieważne
jak będzie wyglądało, czy smakowało. Zjem dopóki będzie miało
w nazwie czekoladę.
- Do odważnych
świat należy.
Kolejne minuty
mijały im w ciszy.
Cheon-Sa od zawsze
zazdrościła Jung-Su jego talentu. Czego by nie próbował ugotować
czy upiec to i tak było idealne. Od zawsze tak było. Miał
zapewnioną przyszłość bo miał złote ręce. Widział jak
obchodzić się z delikatnymi potrawami i słodkimi ciastami. A
Cheon-Sa było jak jego przeciwieństwo.
- Gotowe – oparł
dłonie o blat i podziwiał małe białe filiżanki pełne
aromatycznego kremu. Zajrzała mu przez ramie. Widok przysłaniały
jej jego włosy i kark. Skura Jung-Su pachniała jak deser. Trochę
cynamonu, skórki od pomarańczy i aromat gorzkiej czekolady. - Teraz
na dwie godziny do lodówki.
- Chociaż raz w
życiu zrób coś co będę mogła zjeść od razu.
- Mogę ci zrobić
naleśniki. Ale konfiturą już sama je posmarujesz.
Cheon-Sa zarzuciła
mu rękę na ramię, drugą odgarnęła jego czarne kosmyki z
okularów.
- Zostawisz mnie
samą z tak trudnym zadaniem?
- Bo tak ci się
spieszyło, że nie zaszliśmy do sklepu z komiksami.
To oczywiste, że mu
zabroniła. Sklep z komiksami, spożywczak czy nawet kafejka
internetowa, trudno go wyciągnąć z każdego miejsca gdzie było
coś do czytania gdziekolwiek by to nie było i choćby miał być to
skład spożywczy coli. W tej chwili przypomniało jej się coś
ważnego. Dotyczyło to czytania i cytatów, miała coś sprawdzić w
internecie.... coś wspólnego z cytatami. Ale co?
Włożyli filiżanki
do lodówki.
- Znasz naszą
specjalność?
- Naszą? - Skarciła
go wzrokiem. - Spoufalasz się z nimi? Jung-Su to głupota...
- Wcale, że nie –
jego oczy w jednej chwili zrobiły się stalowe i nieprzejrzyste.
Bombardował ją spojrzeniem. Pierwszy raz widziała u niego taką
reakcje. – Powinnaś chociaż na chwile wyrwać się ze swojego
świata – błysk jego oczu ją niepokoił.
- Jung-Su...
-Zawsze sama –
kontynuował. - Żaden człowiek nie jest tak skonstruowany by móc
podołać wszystkiemu w pojedynkę. Ludzie będą ci kiedyś
potrzebni Bi-Nal. A nawet jeśli nie Bi-Nal to Cheon-Sa na pewno.
Odtrącaj przyjaciół tak dalej a na pewno nie będziesz miała się
do kogo zwrócić gdy będziesz potrzebowała pomocy. Ja zawsze tu
będę a przynajmniej chcę ale nie mogę ci tego obiecać, Hana też.
Su-jin, możliwe, że już niedługo zniknie z naszego życia, bo ma
własne. To przed nimi właśnie powinnaś otworzyć swoje serce. Gdy
nas nie będzie, zostaniesz sama, chcesz tego do cholery? Czy przez
jedną osobę, całe życie chcesz spędzić samotnie...
- Jung-Su! -
Wreszcie go przekrzyczała. Przez całą jego tyradę Cheon-Sa
otwierała to zamykała usta chcąc coś powiedzieć i mu przerwać.
Teraz jej się udało.
To jego zimne
spojrzenie, niemalże stalowe sprawiało jej ból. Aż serce jej się
ścisnęło. Był dla niej starszym bratem, przyjacielem i nigdy się
nie kłócili. Coś zaczęło się sypało.
- Po prostu już
przestań Jung-Su.
Pokręcił głową i
spiorunował ją całą. Poczuła dreszcze aż w koniuszkach palców.
- Jasne. Zostawmy to
tak jak teraz. Niech życie płynie dalej a jednorożce latają po
niebie.
- A może by tak bez
sarkazmu?
- Jasne.
Wyszedł.
Odwrócił się na
pięcie i wyszedł, jakby nigdy nic. W drzwiach stał Ju-Won
oglądając się za siebie.
Leniwe spojrzenie
jakie jej rzucił skrzyżowało się z ironicznym uśmiechem i
popędziło prosto na nią. Zabolało jeszcze bardziej. Ukuło w sam
środek serca. Bo Jung-Su w najprawdziwszy sposób ją olał i
zostawił na pastwę dupka gorszego niż sam Chang-Min.
- Źle zrobiłem, że
nie przyszedłem tu z miską popcornu.
Ignoruj go Bi-Nal,
ignoruj go, powtarzała w myślach jak zaklęcie.
- Od razu
przyjemniej by się oglądało. A teraz to bolą mnie uszy, bo wiesz
twój krzyk to tortury, a znam się na rzeczy. Spotkałem kiedyś
wokalistę grupy metalowej i jego koci śpiew to nic w porwaniu do
twojego wrzasku.
Ignoruj go do jasnej
ciasnej Cheon-Sa. Ignoruj!
- A ten to miał
piskliwy głos...
- Po co tu
przyszyłeś? - Nie dała rady. Słowa same wymsknęły jej się z
ust, nawet nad nimi nie panowała. Zwróciła się w jego stronę.
Miał na sobie czarny t-shirt i zwykłe dżinsy a poruszał się z
leniwą gracją. Zwinnie jak kot.
- Mam do ciebie
sprawę – łokciem oparł się o framugę. W tej chwili jego włosy
wyglądały tak jakby specjalnie je zmierzwił.
Cheon-Sa już
chciała się odezwać gdy ugryzła się w język.
Po co w ogóle się
z nim zadawać? Czy to nie Jung-Su powiedział, że Ju-Won nie jest
wart jej fatygi? Tak, to właśnie powiedział Jung-Su. A teraz kazał
jej się z nim zakolegować?
- Sprawę –
prychnęła pogardliwie. Podwinęła rękawy koszuli i wzięła się
z czyszczenie blatu. Jung-Su po raz pierwszy zostawił brudne miejsce
pracy. I wyszedł.
-Tak sprawę. Wiesz
jak wyglądają spotkania AA?
- Anonimowi
alkoholicy? Należysz do grupy spotkań AA? - Cheon-Sa prawie
upuściła salaterkę ze śmiechu. Kto jak kto, ale Ju-Won nie
wyglądał na takiego i chyba był za młody. I złego diabli nie
biorą.
- Aż takie złe
masz o mnie zdanie? - pokręcił głową. – Nie. Ale mają czasami
taką lekcję „Przyprowadź przyjaciela”.
- Zostaniesz jeszcze
chwilę a sama znajdę się w takiej grupie.
- Nietypowy
komplement...
- Bo to nie był
komplement. Słuchaj, możesz mówić jaśniej?
- Dobrze kotku –
odparł z uśmiechem. Cheon-Sa opanowała jednosekundową żądzę
mordu na słowo „kotek” w jego ustach. Gorzej, to było do niej.
Spokojnie jakby nigdy nic dalej wkładała do zlewu półmiski. -
Jest taka sprawa, że jutro czyli w niedzielę idę na grupową
randkę. Muszę przyprowadzić przyjaciela kobietę jako towarzysza.
Powiedziałaś, że nikogo nie masz, więc jak?
Aż ja zatkało.
- Gdzie chodzisz w
niedziele?
- Na grupowe randki
– odparł od niechcenia. - Osoby tam spotkane to bardzo dobra
jednodniowa przygoda.
- Tak jakby pozycja
wokalisty w zespole i koncerty w CML ci nie wystarczały do wyrywania
dziewczyn.
Zaczerpną głęboko
powietrza.
-To małolaty, wolą
lśniących idoli których idealizują. Jestem prawdziwy i to im
przeszkadza.
- Jasne.
- Nie wierzysz mi?
- Jesteś dupkiem i
wczoraj ewidentnie Jung-Su kazał ci spadać na molo...
- Jung-Su właśnie
cię olał – dodał a jego słowa raniły. - Idziesz czy nie?
Jeong-Rin nie może a innej dziewczyny która by mnie fizycznie nie
pociągał nie znam.
-To może pora
poznać.
Ju-Won zachichotał.
Stał tam z rękoma w kieszeni i nonszalanckim uśmieszkiem.
- Jesteś głupi...
- to co teraz nastąpiło było niespodziewane i stało się w jednej
krótkiej chwili.
Cheon-Sa odkręciła
kran, chciała umyć naczynia. Ale woda - ta przeklęta woda - była
pod zbyt wysokim ciśnieniem i … Cheon-Sa nie potrafiła zatrzymać
jej naporu na jej własną koszulę i twarz. Słyszalny był tylko
jej pisk i śmiech Ju-Won'a.
Zgięty w pół,
stał na środku kuchni. Gdy się wyprostował był już poważny,
rozbawienie znikło z jego twarzy. Odkrzykną i skoczył Cheon-Sa na
pomoc.
Woda lała się jak
opętana, na wszystkie strony kuchni. Nienawidzę wody, nienawidzę
deszczu, nienawidzę wszystkiego co mokre i zimne, krzyczała w
duchu.
- Trzeba to zakręcić
– Zawołała.
- Czego to ty nie
powiesz!
Wyciągną ręce by
zatrzymać groteskowy prysznic, mimo to zimna woda chlusnęła prosto
na jego koszulkę i twarz. Nie przestawała napierać na ich oboje,
strumienie rozpryskiwały się po całej kuchni jak fontanna.
Cheon-Sa domyśliła się, że w tym ich ślimaczym tempie niczego
nie wskórają. Tym bardziej, że woda zbierała się na posadzce na
której stali i powodowała ślizgawicę.
Cheon-Sa uderzyła w
jeszcze większy pisk, woda uderzała prosto w oczy. Ju-Won się z
niej śmiał aż wreszcie zdołał dostać się kranu i zakręcić
dopływ wody.
- Niezły prysznic
co?- Ju-Won zachichotał. Zwinnie wskoczył na blat komody. -
Wyglądasz jak szczeniaczek – powiedział i zlustrował ją całą
począwszy od butów a skończywszy na mokrych włosach. - Jak
szczeniaczek w staniku w serduszka.
Otworzyła szeroko
oczy i usta, ręce skrzyżowała na piersi.
- Nie jesteś tylko
dupkiem. Jesteś zboczonym dupkiem!
- A tym masz stanik
w serduszka, biały w czerwone serduszka... Auu!
Kopnęła go w część
nogi która prawdopodobnie była piszczelem. Cheon-Sa jednak nie
mogła tego stwierdzić, równie dobrze mogła to być kość
promieniowa czy jakieś inne cholerstwo. Ot instynktowna reakcja w
obronie swojej czci i godności.
Chciała kopnąć
go gdzie indziej, tam gdzie bardziej by bolało, ale tą lekcje
biologi pamiętała doskonale i skutki takiego uderzenia też.
- Kobieto czy ty
jesteś rąbnięta?
- Przynajmniej nie
jestem zboczeńcem.
- Ale to był już
drugi raz! - Ju-Won żachną się i zeskoczył z blatu, ochlapując
przy okazji wszystko dookoła wodą z wielkiej kałuży na podłodze.
- Jak drugi? Nie
znam cię na tyle długo by to był to drugi.
- Dobra koniec –
westchną z rezygnacją. – Nie będę już liczył. Może byśmy
zawarli rozejm?
Ukradkiem spoglądał
na Cheon-Sa oglądającą mokre sznurówki.
- Przed rozejmem
trzeba mieć spór którego my nie mamy. My się po prostu nie znamy
– powiedziała Cheon-Sa.
- A właśnie, że
mamy. - Podniósł rękę do góry i zagiął jeden palec. - Nazywasz
mnie dupkiem, co jest nie miłe.
Cheon-Sa chciała
wtrącić, że faktycznie jest nie miłe ale prawdziwe i trzeba się
z tym pogodzić ale Ju-Won już zaginał kolejny palec.
- I nazwałem cię
fizycznie nie pociągającą. Powinnaś rzucić się na mnie z
pazurami – powiedział i opuścił rękę
- Tylko, że ty
niczego nadzwyczajnego nie odkryłeś – mruknęła.
- Tak ale...
- I nawet jeśli
chciałabym ci za to przywalić to nie miałabym jakiegoś wielkiego
powodu.
- Widziałem twój
stanik.
- I za to oberwałeś
– Odparła z ledwo widocznym uśmiechem. Jakie to zadziwiające, że
nie czuła się przy nim tak obco jak przy innych. Czuła się wręcz
swobodnie. Może Jung-Su miał racje i powinna zawrzeć nowe
znajomości?
- Tak, wiem –
powiedział półgłosem. - To jak? Rozejm? W tedy jako ukoronowanie
naszej zgody poszłabyś odbębnić ze mną zakład.
-To był zakład? -
spytała z coraz większym uśmiechem na wargach. Ku jej zdziwieniu
Ju-Won też się rozchmurzył.
- Jestem kiepski w
zakładach – mrukną. - To jak?
- Jasne – odparła
spokojnie i z uśmiechem. Ju-Won wykrzywił usta w podobnym grymasie.
Oto pierwszy krok do
nowej znajomości, pomyślała Cheon-Sa.
Nie domyślała się
nawet, do czego to wszystko doprowadzi.
Łał, jestem zaskoczona. Znajduję tutaj dwie sytuacje z mojego własnego życia. Po pierwsze- kolejki, choć w moim wypadku w Biedronce. mam wrażenie, że pół Polski kupuje w tej Biedronce co ja, a zwłaszcza drące się matki i ryczące bachory, brudni panowie i chichoczące nastolatki. Kolejki w tym przybytku taniego żarcia potrafią zabić... Po drugie, kran. Moi rodzice zabłysnęli i kupili kran który odkręca się w drugą stronę... Od tej pory każdy nasz gość jest mokry po wizycie w łazience. Ja również, bo do takich rzeczy mam pamięć rybki i jestem jeszcze na etapie poprzedniego kranu.
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale czytając sceny z kranem miałam wrażenie że Ju-Won siedział na takiej wyysokiej szafce, albo jeszcze lepiej w szafce. jak to sobie wyobrazić- bezcenne!
Ponad godzina w spożywczym - mistrz. xd Czuć się swobodnie przy ledwo co poznanym człowieku - nie doświadczyłam, ale przy ludziach, których się nie lubi zazwyczaj tak jest. Czujesz się swobodnie, bo wiesz, że możesz komuś przywalić i wiesz, że nie weźmie tego do siebie, ale ci odda. :P
OdpowiedzUsuńMam taki kran w kuchni. Zawsze. Normalnie zawsze muszę się ochlapać. Na dodatek ten kran się odchyla i raz był skierowany prosto na mnie. Kto wymyśla takie rzeczy?! xd
Oh, tajemniczy Jung-Su, co ty ukrywasz... :P
Ash Cross, wracaj tu do nas! Brakuje mi Cheon-Sa i reszty. Mam nadzieję, że tylko chwilowa przerwa. Daj znać o rozdziale, jak się pojawi. :P
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się szczerzyłam do ekranu, kiedy zobaczyłam te kochane AshCross u siebie. A, że mam czarne tło w komentarzach, nie wiedziałam, co napisałaś. xd
OdpowiedzUsuńPrzestrzegam cię, żebyś pod żadnym pozorem nie czytała rozdziałów! Będziesz miała większą niespodziankę na urodziny mojego bloga... ^^ Także przekazuję ci dodatkowy czas na nadrabianie innych blogów. :P
PS. Rozwaliły mnie te Twoje gify. xd
Spam w komentarzach komentarzami. Wcale nie...
OdpowiedzUsuńOh, ile razy ja już zabraniałam czytać swojego bloga! Wiem, że to dziwne... xd
Rocznica wypada w poniedziałek, więc wtedy, kiedy masz zamiar wrócić. :P
A twoje gify nadal sprawiają, że spadam z łóżka, nie mówiąc już o tej wyciętej scenie. Jak to wycięłaś, z czego? To jest świetne! Tylko wycięłabym (z wyciętej sceny? Czemu nie?) 3 ostatnie słowa, żeby wypadło naturalniej. Poza tym jest bez zarzutu. Na miejscu Cheon-Sa bym mu przywaliła, ale to taki nawyk. :P
Oj tam, oj tam, porządki... Ja mam tego tyyyle, ale jakoś nie mogę się przekonać. Poza tym, wmówiłam sobie, że miałam pisać rozdziały i to jest na razie moim priorytetem. xd
Nie tylko ty masz pełno gifów. A żeby to tylko gifów... Bo są przecież tacy uroczyyy...:P
OdpowiedzUsuńRozdział z Ju-Wonem? W takim razie będzie się działo... :3
Jaki tam spoiler, a gdzie reakcja Cheon-Sa? Najbardziej jestem ciekawa, co ona na to odpowie. Ale na to czekam do poniedziałku, prawda? Smuteeeczek. Jak to tak można torturować? Wiem, że rozdział będzie, nawet mam pewien fragment... I nie mogę się doczekać! xd
Mnie też zaczyna przerażać to, co piszę. A szczególnie to, co napisałam ostatnio. :P
Na spoilery ode mnie czekamy do poniedziałku, nie ma lekko. Będzie niespodziewajka! Oficjalnie, bo zamieszczone na blogu, spoilery z przeszłości, tylko ja tak potrafię. xd
Koniec z tym odpisywaniem, hę? Palce odpadają, a ja przez cały dzień zaglądam na bloga i widzę, O! AshCross odpisała. Przynajmniej nabijamy sobie odwiedziny i komentarze. I jakoś przyjaźniej w tych internetach. :D