czwartek, 17 kwietnia 2014

Rain Song - Rozdział I

     Stary, wspaniały cmentarz. Zalany światłem wschodzącego księżyca i deszczem, który nieustannie brudził to miejsce. Zdawało się, że to miejsce jest opuszczone, zachwaszczone, wybrudzone i Bóg wie gdzie, Bóg wie co, się tam znajduje. Nie było jednak tak jak się prowizorycznie wydawało. Przy jednym z nagrobków, utytłanego brudnym śniegiem, stała, Cheon-Sa.
     Klęknęła i zgarnęła z płyty lepki śnieg. Napisy były tak nie czytelne jak tylko mogły, byle tylko nikt ich nie odczytał.
     Nie do pomyślenia, że wyryto je trzy lata temu, pomyślała. Białe kwiaty, które ściskała w ręce, położyła obok śnieżnej sterty. Skąd je miała? Czyżby z tego klombu obok szkoły?
     - Pamiętam twoje ostatnie słowa – szepnęła do nagrobka. – Każde tak wyraźnie, że w pamięci czasami słyszę twój głos. Ale ty wiesz, że nie tych słów pragnęłam, prawda? Prosiłam o zwykłe „przepraszam”.
     Lodowaty wiatr rozwiewał niesforne włosy. Cheon-Sa wcisnęła kilka kosmyków za ucho. Jak dziś, widziała szpitalne łóżko. Nienawidziła szpitali. Ta cała sterylna biel i odór wybielacza, przyprawiało ją o zawroty głowy. Ale ten obraz pozostał z nią na zawsze, czyste zasłony, powiewające na wietrze, pościel bez swoistego zapachu, wychudzone ciała w niewygodnych łóżkach. I te pielęgniarki, które nie liczyły się z niczyim zdaniem, oprócz swego własnego. Do dziś, pamiętała jak płakała oparta o to jedno, jedyne łóżko.
     - Teoretycznie skończyłam szkołę, mamo– krztusiła się siarczystym płaczem. Zbyt późno dostrzegła, że policzki ma mokre.
    Cheon-Sa, nie płakała, nigdy. Czasami, gdy była dzieckiem, ale od śmierci matki, nie pozwoliła sobie na to by się tak osłabić.  Przez głowę przeszły jej wszystkie wspomnienia, związane z cmentarzem, nigdy nie widziała w nich łez.
     Najpierw był pogrzeb. Później wizyty całą czwórką, … chociaż… Cheon-Sa nienawidziła jak obok niej ktoś był. Wyjątek stanowił Woo Jung-Su. Czasem nawet, przynosił ze sobą torby słodkich rogalików, siedzieli do wieczora obok pomnika, tak jakby to nie był beton, tylko żywa osoba.
      Na samą myśl o nim, poczuła ściskanie w żołądku. Zostawiła go samego w kawiarni, widząc jego zmartwioną twarz. Nie zachowała się dobrze. Był tak blisko, na wyciągniecie ręki, ale nie potrafiła otworzyć swojego serca nawet na niego. Nikt nie był jej tak blisko, nawet Choi Su-Jin, nieprzerwanie trwająca u jej boku od dziesięciu lat. Lubiła przesiadywać tu samemu, czyniąc wyrzuty betonowej płycie.
      - Mamo, trzy lata temu robiłaś wszystko bym dostała się do jak najlepszego liceum, pracowałaś na trzy zmiany, rozważałaś nawet małżeństwo z tym obleśnym typem. Wiesz, najbardziej żałuje tego, że nigdy nie przyszłaś na rozpoczęcie roku, nigdy nie zobaczyłaś mnie w nowym mundurku ani nie pocieszyłaś przed egzaminem.  A ty nawet nie przeprosiłaś mnie za to, że odchodzisz, że przegapisz najważniejsze momenty mojego życia.
      Wstała z klęczek i zapragnęła by przestało padać, tak gorączkowo, że poczuła piekące półksiężyce, na mlecznej skórze, ślady po wbitych w nią paznokciach. Czy to miała być jakaś kara, czy też nie, najbardziej nienawidziła deszczu, który nie odstępował jej na krok.
     - Dałaś mi żałosne imię, wiesz – zarzuciła nagrobkowi. - Cheon-Sa*, to imię jest żałosne, bo sprowadziło na mnie deszcz, nie mogłaś mi dać innego? Normalnego?  
     Zrobiła trzy kroki do tyłu.                                                         
      Tak naprawdę, dziś przyszła się pożegnać. Nie czuła wewnątrz siebie takiej potrzeby, ale wiedziona dziwną intuicją, poszła to zrobić. Po szkole, była umówiona ze znajomymi, dziś przecież dostali wyniki egzaminów. Wypiła tylko mocną kawę i spławiła przyjaciółkę, mówiąc, że po prostu zaraz wróci. Ale nie wróciła, tylko Jung-Su o tym wiedział. On, wiedział o wszystkim, co dotyczyło Cheon-Sa. Zrobił wtedy głupią minę, okulary zsunęły mu się z nosa i łypną na nią podejrzanie, przeczuwał, że właśnie tam idzie. Cheon-Sa, nie wiedziała, co robić, czy nie wytłumaczyć mu tego. Wydawał się smutny jej odejściem.
       - Mamo, jutro jest ostatni dzień, w którym mogą do mnie zadzwonić, jeśli nie dostanę odpowiedzi, to po prostu utknę tu na zawsze. Z tobą i tym deszczem… - urwała by złapać oddech. - …I z nim. Leży tam, trzy alejki dalej, ale z nim nie będę się żegnać.
    Łza, leniwie potoczyła się po jej policzku. Gdy dotarła do ranny na wardze, zapiekła zmieszana z krwią. Nie powinna płakać, nie ma już niczego, na co powinna marnować łzy.
      Wytarła mokre policzki, czuła  palącą moc łez, coś na wzór kwasu, który wyżera wszystko, czego dotknie. Chociaż Cheon-Sa, pachniała solą, nie kwasem, miała inne wrażenie.
      Położyła się na ziemi, nie zauważyła jak szlocha, nie zauważyła, kiedy zaświecił księżyc. Gdy minęła chwila, otworzyła oczy. Nic nie ujrzała. Kilka gwiazd, za daleko, garść trawy, za blisko. Ale zapach był obłędny. Świeżo zmoczona trawa, tak przerażająco podobna do perfum matki.
       Cheon-Sa, nie raz wtulała się w jej ramiona, zaciągając się zapachem jej włosów, tak łudząco przypominający ten. I teraz, też, w wyobraźni wtulała się w zagłębienie jej szyi, otoczona zewsząd długimi włosami matki. Oh, jak tęskniła za tym, by móc jeszcze raz objąć jej delikatne ciało, poczuć miękkość kaszmirowego swetra i zobaczyć jak z gracją potrafiła robić wszystko. Nawet z gracją potykała się o własne nogi, umierała, do końca będąc damą, którą Cheon-Sa, z przekonaniem nigdy nie będzie.
      „Kochanie, nigdy nie wolno ci uciekać, masz iść i spotkać swojego anioła. Gdy przyjdzie na to pora, ześlę ci go. Przyjdzie do ciebie pewnego deszczowego dnia i sprawi, że twój świat, zmieni się na lepsze…”
      - Dziś pada deszcz, ześlij go do mnie. Mojego anioła, tego, który schodzi na ziemie tylko w tedy, gdy pada, tego, po którym dostałam imię. Ześlij go do mnie, niech uspokoi moje zaganiane serce. Kocham cię, zawszę będę, ale po prostu, żegnaj.
      Cheon-Sa, nie widziała nagrobka, nawet zarysu, świadczącego o tym, że gdzieś tam jest. Leżała, w przemoczonych przez deszcz ubraniach, z włosami mokrymi od śniegu. Leżała, na terenie zimnego, opuszczonego cmentarza… kategorycznie nie była o zdrowych zmysłach, normalni ludzie się tak nie zachowują.
     Westchnęła. Przewróciła się na lewy bok i ułożyła głowę na dłoniach, tak jakby kładła się spać. Chciałaby znaleźć się w domu, leżałaby we własnym, wygodnym łóżku, za ściany dobiegałby radosny śmiech Min-Ji, usypianej nową opowiastką Il-Sung’a. Ale dom był tak daleko, godzinę lub półtora, zaśnieżoną ulicą.
      Gdyby tylko było cieplej, mogłaby tak zasnąć. W magiczny sposób nie potrafiła jednak stworzyć ciepła. Wiatr wiał ze wszystkich stron Seulu, deszcz ze śniegiem wychładzał organizm, trawa już nie była miłą, miękką poduszką.  
Nawet kiedy otwieram oczy
Nie mogę na ciebie spojrzeć
W tych znużonych wspomnieniach
Nie mogę odnaleźć twojego serca, które się rozmyło
Przez ten ciągły płacz **
      Zanuciła.
      Cheon-Sa wiedziała jak trudno było jej przetrwać ostatni rok czy dwa. Chciałaby zacząć od nowa, od tej chwili. Zapomnieć o ranie na sercu, pokochać od nowa. Zapomnieć o bólu słonych łez i żyć na nowo. Pchnięta niewidzialną ręką, wstała.
      Ześlesz mi go, mamo? Uśmiech pojawił się w jednej chwili na zarumienionej wiatrem, twarzy, po nim przeraźliwy śmiech. Uniosła brwi i pokręciła głową. Matka nic dla niej nie zrobi, to było jasne… przecież nie żyje.
      - Pora powitać zimną rzeczywistość – objęła się dłońmi i ruszyła skrajem cmentarza.
___________________________________________________________ 
*Cheon-Sa – (Kr.) Anioł. W niektórych rejonach kraju można spotkać się z powiedzeniem iż „Anioły schodzą na ziemie w deszczowe dni”                                                                                                  
** Fragment piosenki Kim Jaejoong’a  „I’ll protect you

2 komentarze:

  1. Dobrze napisana scena- choć tak bezdusznie to brzmi wobec sytuacji którą opisałaś. Chociaż bardziej bezduszne by było gdyby następnego dnia główna bohaterka dostała kataru, co w życiu niezawodnie by ją spotkało. Wybacz ze nie wymieniam jej z imienia, jest bardzo ładne ale mój mózg przyswaja tylko polskie imiona- cała reszta zlewa mi się w jeden ciąg, a nie chcę zrobić jakiejś głupiej literówki. Czy jest to ta sama osoba która występowała w prologu? Trudno określić, nie dałaś jednoznacznych informacji... W każdym razie bardzo mi się podoba i jestem ciekawa co będzie dalej- a zwłaszcza całkiem nieznanej mi kultury która opisujesz.

    Dzięki za komentarz :) Wiesz, do Ameryki trudnej trafić. Jeszcze by się pomylił i wylądował w komunistycznej części Korei, albo doszedł jeszcze gdzieś dalej. Z perkusistami trzeba uważać- nigdy nie patrzą gdzie idą.

    OdpowiedzUsuń
  2. zrobiłaś mi prezent, dopiero co komentowałam wczoraj wstep a dzisiaj jest 1 rozdział ;) mam nadzieję, że to nie zbieg okoliczności ;)
    jak równie wiedziałam rozdział spodobał mi się, ale wierzę ze dalej bedzie jeszcze lepiej! ;)
    trochę stylistyka się kula, ale kto takich błędów nie robi ;)
    ach ta tajemnice, to lubię ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwują