niedziela, 20 kwietnia 2014

Rain Song - Rozdział III

    Seul spowił już zmierzch, gdy do Cheon-Sa, podszedł kelner. Ściślej mówiąc, przyszedł do jej stolika już po raz trzeci w ciągu kilku, niezłomnie nudnych godzin.
   - Espresso con panna, kawowy croissant i grasshopper. Życzą sobie panie czegoś jeszcze?
   - Nie, dziękuję – uśmiechnęła się lekko do kelnera. Przygryzła dolną wargę i opuściła wzrok na filiżankę. Poza na niewiniątko zawsze mile widziana, a już na pewno wtedy, gdy przystojny kelner - z naciskiem na „P” - stwierdzał właśnie, że jest się koleżanką dwóch idiotek.
   W chwili, gdy się oddalił, Cheon-Sa, na poważnie zaczęła się zastanawiać, czy to, aby nie jest prawda.
   Su-Jin, co prawda zdjęła płaszcz i położyła go na poręczy ławki, jak przystało prawdziwej damie, ale łokcie rozwaliła na połowę stolika. Oparła na dłoniach podbródek i wpatrywała się w dal, jak w transie. Jako cel, potraktowała stolik z kilka metrów od pleców Cheon-Sa.
   Och, ile ona by dała za to, by przyjrzeć się osobie, który spowodował taką reakcję u przyjaciółki. A jedyne, co mogła zrobić, to siedzieć z rękoma założonymi na piersi i mierzyć obie towarzyszki gniewnym spojrzeniem. E tam, nie gniewnym, bardziej takim, które robiły dzieci, gdy nie poświeciło im się zbyt dużo uwagi.
   Hana za to, leniwie mieszała nadpite do połowy cappuccino i z ukosa, mierzyła obiekt westchnień i swoich i koleżanki obok.
   Cheon-Sa westchnęła.
   Kiedyś przyjdzie taki dzień, że będzie to im wypominać. Na dziś jednak wolałaby dać sobie spokój. Dwie na jedną, to niezbyt dobre rozwiązanie a Cheon-Sa, doskonale wiedziała, jaka potrafi być Su-Jin, gdy zrobi się jej krzywdę. O Hanie, lepiej nie wspominać.
   - Hmm… ciekawe, z czego to jest.
    Sięgnęła po biały talerzyk z kawałkiem ciasta, ociekającym od ciemnej polewy. Niby pasikonik, sądząc po nazwie w Menu, ale tak na oko, to go nie przypominał, rozmyślała. Przed oczami stanęło jej stworzonko z książek od biologii. Nie… to tylko kawałek cista o takiej nazwie.
    Pożałowała, że nie ma przy niej Jung-Su. Chyba, jako jedyny potrafił przywrócić życie Su-Jin. Teraz, taki Jung-Su, był brakującym elementem. Cheon-Sa źle się czuła z tym, że go wczoraj zostawiła.
    To karma, za wczoraj, stwierdziła jednoznacznie.
    - Nie czuje czekolady, to zielone to musi być mięta…
    - Oj, daj spokój. Grunt, że smakuje, nie?
    Su-Jin nawet na chwile nie oderwała wzroku od pięknisia i jego kolegów.
    Cheon-Sa, jedynym spojrzeniem, już na początku tej farsy, zarejestrowała, że przy stoliku za jej plecami, siedzi z troje chłopaków. Dwóch zatopionych w rozmowie, trzeci najwyraźniej nudził się tak jak ona.
    - Oj, daj spokój, zejdź na ziemie. Żaden i tak na ciebie nie spojrzy.
    - Przestań zrzędzić, przyjrzyj się im.
    - Widziałam lepszych – stwierdziła Cheon-Sa.
    - Pewnie tak - mruknęła Su-Jin. Opuściła ręce i pogłaskał wełniany płaszcz. – Ale i tak za jednego z nich mogłabym zabić.
    - W takim razie, co z „tygodniówką”?
    „Tygodniówka” znaczyła tyle samo, co „chłopak Su-Jin”, ni mniej ni więcej. Określenie to wymyślił Jung-Su we własnej osobie, chcąc odciąć się za niemiły komentarz Su-Jin o jego krzywej grzywce. 
     Swoją drogą Cheon-Sa uważała, że była okropna. Ta grzywka, nie Su-Jin.
    Jedno słowo oszczędzało czas i  nie potrzebowało wyjaśnień a w razie wścibskich uszu, nikt nie wiedział, o czym była rozmowa. Jung-Su dokonał zemsty idealnej, która przetrwała dłużej niż gimnazjum. Tak więc, Su-Jin lubiła wykorzystywać swoje wdzięki…
    - Cheon-Sa – Su-Jin zadrżała z gniewu. Kilka mrugnięć i spokojny oddech przywrócił ją do porządku. - Czemu zawsze wszystko psujesz, teraz muszę mu złamać serce.
    …Ale wierna nie była za grosz. Cheon-Sa wyliczyła, że średnio zdobycze Su-Jin odchodzą  po tygodniu -stąd ta fajna nazwa od Jung-Su - Cheon-Sa, martwiła się czy przyjaciółce nie zbraknie przypadkiem osobników płci przeciwnej.
     Su-Jin czasem nawet zapominała skończyć jeden związek przed rozpoczęciem drugiego, przyprawiając przyjaciół niemal o palpitacje serca. Bo to Cheon-Sa oczywiście, musiała wszystko naprawiać, w imię przyjaźni. A wiele by dałaby porządnie kopnąć ją w tyłek, za te wszystkie razy, gdy robiła za psychologa obcym ludziom.
     - A więc i Hoon-Min nie był ciebie godny – stwierdziła Hana, zerkając na telefon koleżanki. Kiedy Su-Jin wyjęła telefon?
     Cheon-Sa przetarła dłonią powieki. Zajęta planem zemsty zapomniała o Bożym świecie.Kiedy Hana oderwała się od napoju? Kim był Hoon-Min? Jaki Honn-Min do cholery? Pytania krążyły po jej głowie.  
     Chyba nie słyszała jeszcze tego imienia, a przynajmniej nie miało ono nic wspólnego z Su-Jin.
     Cheon-Sa spojrzała na Hanę. Musi przemycić ją na swoją stronę, co do łatwych nie należało, bo ta zazwyczaj zachowywała neutralność. W razie odwetu na Su-Jin, nie należało być samemu.
     - Hoon-Min? - Wyjąkała Cheon-Sa. – Czy ja już nie mogę nawet wiedzieć o tym, kto później do mnie przyjdzie z płaczem?
     Wzbierała w niej złość. Ręce aż ją świerzbiły, byle tylko zetrzeć tą niewinną minkę z twarzy panienki Choi Su-Jin. Ale się powstrzymywała.
     - Miałam ci o nim dziś powiedzieć, ściślej mówiąc nawet wczoraj, ale mi zniknęłaś – sprostowała nie odrywając się od wyświetlacza. – Z Sang-Bum to już koniec, dawne dzieje, on nie był w moim typie.
     - Od kiedy to dwa tygodnia znaczą „dawne dzieje”? – Szepnęła. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem… i głęboki oddech, byle tylko nie rzucić się na nią z pazurami. Hana, chyba też, nie wydawała się w najlepszym stanie. Była jak przyczajony zwierz, obserwowała. – Czyżby grzywka układała mu się w złą stronę?
     - Mylisz fakty Cheon-Sa – odstawiła telefon na blat i wychyliła się po jej kawałek . – Z tą grzywką to było na początku trzeciej klasy liceum.
     - Pamiętasz przynajmniej jak się nazywał? – Kubek Hany z brzdękiem wylądował na stole. Su-Jin od zawsze potrafiła wyprowadzić ją z równowagi, o czym doskonale wiedziała. Kącik jej ust uniósł się w półuśmiechu.
     - Ten od grzywki? Lee… Jun… Young. Może ci przeliterować? – Oczy Hany zapłonęły. Takie dziecinne, a działało. I za to Cheon-Sa, nie lubiła wypadów we trójkę. Jung-Su i Su-Jin  też byli byli benzyna i zapałka.
     Dziewczyny mierzyły się wzrokiem, atmosfera zdawała się robić coraz gorętsza. Cheon-Sa parsknęła cicho, ale zaraz się opanowała. Komizm tej sytuacji wcale a wcale nie był śmieszny, był przerażający.
     - Dziewczyny, przestańcie… - zaczęła zduszonym głosem. – To nie jest śmieszne.
     - Nie rozumiem, jak możesz tak traktować innych. Jak ty byś się czuła na ich miejscu? - Zarzuciła Su-Jin Hana
    - Normalnie. Powiem ci coś, co mama powtarzała mi przed snem – Su-Jin się uśmiechnęła. Była rozbawiona i pewna siebie. Wzięła do ręki miętowy deser Cheon-Sa. Pozbawiony większości masy, wyglądał nago. - Chłopak jest jak kawałek ciasta. Jak zjesz jedno, to naturalnie sięgasz po następne – mówiła do talerzyka z „pasikonikiem”, ale słowa wyraźnie kierowały się ku Hanie. – Jeśli jednak okaże się, że owe ciasto jest ładne tylko wizualnie, wystarczy je wyrzucić i wymienić na nowe.
     - Jakie piękne porównania. Ale wiesz, że czym więcej jesz ciast, tym więcej tyjesz.
     - Co? – Su-Jin otworzyła szeroko uczy i przygryzła wargę w złości.
    Cheon-Sa ukryłam twarz w dłoniach. Marzyła tylko o jednym, ulotnić się stąd po cichu, lub zapaść się pod ziemię. Odliczanie do eksplozji czas zacząć...
    - Twierdzisz, że jestem gruba? – Głos Su-Jin  podniósł się niemal do krzyku.
    Ktoś już podłożył bombę?
    - Nie, ja wcale tego nie powiedziałam – broniła się Hana. – Publicznie o wadzę wspominać nie będę. Może ciasteczko? – Podsunęła Su-Jin rogalika. – Najwyżej wymienisz sukienkę na większą.
     - Zamkniesz się wreszcie! Jeśli ja jestem gruba, to ty, kim? Krótkie włosy, workowate ubrania i ciało gimnazjalistki. Jaka dziewczyny może mieć krótkie włosy, to takie chłopięce… - Bum?
    - Akurat to nie leży w twoim interesie. Chłopak, z którym się teraz spotykasz na pewno nie zasłużył na to byś skończyła z nim przez telefon i na pewno do tego nie dopuszczę!
    Bum! Takie prawdziwe, Bum!
    Hana wstała. Złapała za komórkę leżącą na stoliku i rzuciła się biegiem ku wyjściu. Druga pobiegła za nią, ale Hana była szybsza. Cheon-Sa została sama, z totalną pustką w głowie. Położyła na stole 10 000 won* i pośpiesznie przeprosiła kelnera. Oszołomionego bardziej niż ona. To dla niej nie był pierwszy raz, dla niego niestety tak. Współczuła mu i to bardzo.
     - Co ja wam zrobiłam by w tym utknąć? – Zamarło jej na ustach. Biegła, mijając i potrącając kupujących. Hana w miarę dawała sobie radę, nawet odwracała się czasem by pokazać swojej rywalce chytry uśmiech. Zdawało się, że trwało to całą wieczność. Co rusz zbiegały po schodach, nawet tych ruchomych. Nie było chwili wytchnienia. - Dziewczyny, dajcie spokój! 
      Przedzierała się przez tłum ludzi, jak na złość blokowali jej drogę. Gdy dziewczyny wybiegły na plac przed galerią, prosto na oblodzoną drogę, Cheon-Sa pobiegła za nimi. Wyhamowała, w ostatniej chwili, co prawda, ale Hana nie miała tyle szczęścia. Poślizgnęła się na mokrej powierzchni i wylądowała prosto w objęciach kogoś, kto nieświadomie rozpoczną ten spór.
    Chłopak przytrzymał ją jedną ręką i ciasno oplótł jej talie, by nie zrobiła sobie krzywdy upadając.
    Cheon-Sa dogoniła Su-Jin, stojącą jak posąg.
    Rozpięta kurtka opadła na rękę nieznajomego. Telefon wypadł z dłoni Hany i razem z piskiem Su-Jin, upadł na ziemię.
   - Piękna jesteś – odezwał się chłopak. Uśmiechną się słodko. Zmniejszał dystans miedzy ich twarzami, z każdą sekundą.
   Hana wyciągnęła przed siebie ręce i odepchnęła twarz wybawiciela. Nawet z tych dwóch, trzech metrów widziały jak starła z jego twarzy, minę podrywacza, jawnie go odrzucając. Jeden z jego towarzyszy w tej chwili opluł się colą.
    - Hmm… Min-Soo, musimy już iść, odstaw ładnie tą dziewczynę – ratował sytuację drugi kolega. Cheon-Sa, też miała ochotę to powiedzieć.
    - Ju-Won czeka, wariacie – odezwał się ten trzeci, który próbował uratować koszulę mokrą od napoju.
    - No tak, przepraszam – podniósł Hanę a ta natychmiast cofnęła się do tyłu, nadal trzymając wyciągnięte przed siebie ręce. Odgradzając się od zwanego „Min-Soo”, chłopaka – mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – musną kciukiem wargę. – Do zobaczenia wam – skierował swoje słowa w stronę Cheon-Sa i Su-Jin.
    - Może lepiej wrócimy do kawiarni, nie zapłaciłyśmy – stwierdziła cicho Hana, kręcąc głową jakby chciała strzepać z siebie jakieś dziwne myśli.
    - Zapłaciłam.
    - Ale ja nawet nie zjadłam drożdżówki! Hana, kupujesz mi taką drugą – oświadczyła stanowczo Su-Jin. – A chłopak z bliska wydawał sie jeszcze ładniejszy, trochę jak Beakhyun z...
    - Nawet mi nie mów, nie zrozumiem – Cheon-Sa urwałam jej szybko. – Po prostu wracajmy.
    - Nie wydaje się ci, że przez to wszystko, nawet nie poszłam kupić sukienki na bankiet mojej matki? Mamy tylko godzinę! – Krzyknęła i usiadła na śniegu. – Nie dam rady, nie wstaję. Nie, nie, nie … nie mam sukienki, nie mam jego numeru telefonu, nawet to nie ja byłam w jego ramionach. Przynajmniej mam ciebie Cheon-Sa – po dziecięcemu wyciągnęła do niej ręce, usta ułożyła w podkówkę. Cheon-Sa kucnęła obok. Uważając by przypadkiem nie parsknąć śmiechem. Ta sytuacja była, co najmniej dziwna.
    - No to chodźmy – odparła z uśmiechem na bladych wargach. 
    Podniosła Su-Jin i z powrotem weszły do galerii. Cheon-Sa, dałaby wiele, by w tej chwili być daleko stąd. Może w domu Jung-Su. Uczyłby ją nowego przepisu na kruche ciasteczka, co Su-Jin, nazwałaby „pedalskim”. Albo… wszędzie tylko nie z nimi.
* * *
    - No chłopie, czyś ty oszalał?
    W miarę, jak oddalali się od galerii, wszystko było w porządku. Może zbyt cicho, ale źle nie było. Min-Soo lubił cisze. Dopiero teraz, kumpel wyrwał go z zamyślenia.
    - A co ja zrobiłem? - Żachną się.
    - No, bo co to było? Ej chłopie, do dziewczyny nie uderza się z takim tekstem. Widziałeś jej minę?
    - Trudno było nie zauważyć.
    Spojrzał krzywo na przyjaciela, który z niewiadomych powodów mścił się na puszcze po napoju. Jego oczy dzieliło, co najmniej piętnaście centymetrów od jej tęczówek. A dziewczyna była na prawdę śliczna. Min-Soo, mógłby przysiąc, że to było coś… Może miłość? Co tam, ta dziewczyna miała w sobie to czego inne nie miały.. Ale miłością by tego nie nazwał. Zranione męskie ego? Była pierwszą, która tak jawnie go odrzuciła.
     - Co ty teraz robisz?
    Min-Soo odjął ręce od policzków, różowych od mrozu, ale także i przez spotkanie z tą „mysteriosu lady”. Ach, koniecznie musi mieć jej numer. Prosić wujka o prywatnego detektywa nie powinien, ten by i tak nie zrozumiał, co to znaczy miłość, albo cokolwiek to było? Kto z piątą żoną na karku, wie, co to jest miłość? Tak samo jak on sam, i jego stryj by tego nie poją. Ale ten numer, musi go mieć…
    - Chłopaki, idźcie przodem. Dojdę do „CML” zaraz po was tylko się na chwile zawrócę – teraz to porównanie dziewczyny sprzed galerii do „mysteriosu lady”, wydawało mu się być komiczne. Dopiero teraz skojarzył, że „CML” znaczy praktycznie to samo, a była kawiarnią. Przecież nie porównuje się takich dziewczyn do kawiarenek? Przypadkowa zbieżność…
    - A niech cię licho… nie no, cholera! Zakochałeś się czy co?
    Min-Soo skiną głową w odpowiedzi, ale bardziej na odczepnego niż przyznając się do prawdziwości zdania. Posłał kumplowi przepraszające spojrzenie i już biegł w stronę domu handlowego.
    - Ju-Won cię zabije! – Usłyszał jeszcze głos kolegi, ale puścił tą uwagę mimo uszu.
    Po dziewczynach jednak nie było już śladu. Ale jednego był pewien. Tego, co leżało w miejscu dziwnego zdarzenia z przed dziesięciu minut. Małe, czarne i kwadratowe… upuszczony telefon?
* * *
    - Nie chcę tak wyglądać – Cheon-Sa była jawnie oburzona. – Zobacz, mam większy dekolt od ekspedientki – szepnęła do ucha przyjaciółki obserwując sprzedawczynie bardziej odkrytą niż zakrytą.
     Obciągnęła sukienkę w dół. A nie była to byle jaka sukienka. Czarna, obcisła... typowa „mała czarna”, ale nawet jak na Chgeon-Sa, za mała i za krótka.
     - I dla tego jesteś tak diabelnie seksowna – odparła Su-Jin. – Gdybyś tylko miała więcej… tu...
    Su-Jin przejechała ręką po swojej klatce piersiowej. Cheon-Sa zakryła się krzyżując ręce
    - Nie jestem płaska! – Zarzuciła.
    - Deski nie przypinasz, ale mimo wszystko…
    - Wynocha z przebieralni!
    Cheon-Sa zatrząsnęła drzwi. Objęła się spoglądając na odbicie w lustrze. Miała kwaśną minę.
    - Ah… I tak nie pójdę tak ubrana!
    - Ja mam tu decydujący głos!
    - Ty… – zachrypiała. – Ściągam to! – Oświadczyła rozwścieczona. A wściekła była, bardzo.
    - A jak tam chcesz, ja bym zostawiła – zachichotała. – Wyobraź sobie miny przechodniów.
    - Nie chcę tego widzieć!
   Zdjęła szybko sukienkę i z wściekłością rzuciła nią o ścianę. Telefon zaburczał w tym samym momencie.
    - Halo? – odebrała zapinając koszule. Szczerze, to wyrzuciła te słowo, jakby było najgorszą obelgą.
    - Czy mogłabym rozmawiać z panią… - usłyszała jak ktoś przewraca karty pergaminu. Ta pani raczej była nie w sosie. – Song Cheonsa?
    - Przy telefonie.
    - Jest pani może, kandydatką ubiegającą się o miejsce na Yonsei University?
    - Tak… – wypluła gumkę do włosów i rozdziawiona patrzyła w stronę lustra – … tak, oczywiście.
    - Oh … - westchną kobiecy głos. – Nazywam się Choi i dzwonie do pani z Yonsei Univeristy. Zaraz po tym, jak pani zdała akta, zagubiły się one razem z kilkoma innymi. Ze względu na to, ze dziś jest ostatni dzień, musi pani przyjść na ostatnią rozmowę. Jestem przekonana, że pora jest późna, ale nie mam już innego terminu. Proszę przyjść w ciągu godziny, jeśli nadal chce pani zostać studentką na naszym uniwersytecie.
    - Yyyy… rozumiem – W tej chwili potrafiła tylko otworzyć szeroko oczy i patrzeć na przeciwko. Szczupła dziewczyna, w nieodpiętej koszuli, ciemnych rajstopach i butach na bardzo wysokich obcasach. Ciemne włosy, trochę jaśniejsze od naturalnych dzięki letniemu eksperymentowi, opadały kaskadami na ramiona a oczy wyglądały jak dwa spodki. Jak u dziewczyn w anime, albo mandze Shojo. – Ja przyjdę, naturalnie…
    - Miło to słyszeć, proszę pani. Miłego wieczoru.
    - Dziękuję? – Cheon-Sa, nie wiedziała czy to odpowiednie słowo, tylko to jednak potrafiły wydobyć z gardła. Czuła w nim wciąż rosnącą gulę.
    Niedaleko przymierzalni było okno. Słychać w nim było ciężkie krople deszczu, opadające głucho na śnieg.
__________________________________________________________

*10 000 won - Koreańska waluta.Suma wynosi około 28 zł. (Jak na trzy osoby w kawiarni, przez trzy godziny, to nie jest tak źle.. co prawda moje kieszonkowe w miesiącu wynosi mniej. Bądźmy realistami, kawiarnie się drożą~ AshCross )

7 komentarzy:

  1. znowu mnie zaskoczyłaś ;) tak szybko dodajesz rozdziały a nie miała byś nic przeciwko wysyłając mi dalsze na mejla? ale tylko wtedy jak długo Cię nie będzie ;)
    Twoje rozdziały w porównaniu z moimi są o wiele dłuższe, chyba że piszesz na kompie, to kopiuj wklej, a ja muszę przepisywać ;) z tą walutą dobrze iz wytłumaczyłaś, bo miałabym problemy ;) pisanie idzie ci całkiem nieźle ;) podoba mi się, przoduje u Ciebie oryginalność i pewne bogactwo ;) kiedyś się o tym bardziej rozpiszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba.
      Staram się tłumaczyć wszystkie słowa, które mogą być nie zrozumiałe :D
      Jak pewnie wiesz, te rozdziały są opublikowane na moim starym blogu więc na razie je przenoszę. Jak dojdę do VI będzie trzeba poczekać na dalsze losy bohaterów.
      Ale zawsze możesz się ze mną skontaktować przez mail: fraxinuscrucis@gmail.com oraz na GG: 46203924
      Pozdrawiam
      Ash Cross

      Usuń
  2. Jestem pozytywnie zaskoczona.
    Jeszcze nigdy nie czytałam tego typu opowiadań. Tematyka jest bardzo ciekawa. Masz ciekawe pomysły. Nie mam nic do zarzucenia. Na pewno będę wpadać częściej :)

    Pozdrawiam
    ~lolilolika

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku nie mogłam skojarzyć faktów, ale to chyba przez moje nierozgarnięcie. Prosiłabym, żebyś częściej używała imion, bo znając mnie to nie ogarnę, kto z kim rozmawia. xd No, ale taka już jestem. Poza tym bardzo fajnie się czyta i zaczyna wciągać :P

    OdpowiedzUsuń
  4. jak zawsze nie trafiam na nowy post, spokojnie dodałam do śledzonych to się zmieni ;)
    dziękuję za komentarz.. jak długi xD
    widzę, masz świad. swojej stylistyki, spoko ja lepsza w tą grę nie jestem.. ale widzę pracujesz, powoli do przodu ;)
    zgadzam się z Kamcią z tymi imionami, nie bardzo też mogę się pokapować :) po za tym masz koncepcję, umiesz dobrać to i owo w zdania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze mówiąc, nie lubię tych jej przyjaciółek. Hałaśliwe i bezmyślne dziewczyny które myślą tylko o chłopakach- takie sprawiają wrażenie. I w tym bagnie wrażliwa Cheon-Sa (albo i nie ona, w każdym razie główna bohaterka. Wiem że to taki język, ale skazałabym na tortury tego kto wymyślił dwuczłonowo imiona! Już jeden jest trudno zapamiętać!)
    Chłopak z kolei wydaje się mocno nieogarnięty. szczerze mówiąc, gdyby mi ktoś powiedział taki teksty bym myślała że jest naćpany. Ale wątpię by twoja bohaterka była tak brzydka jak ja, więc pewnie miał powód żeby tak zareagować... na razie wydaje się trochę ślamazarny, mam nadzieję że rozwiniesz ta postać (bo postaci męskie niestety najczęściej są nudne i schematyczne) i wyjdzie z niego coś fajnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem ciekawe i fajnie się czyta. :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwują