poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rain Song - Rozdział IV

     Yonsei University, był dużym budynkiem. Dla ośmioletniej Cheon-Sa wyglądał jak zamek. Taki jak z okładkach książek dla dzieci. W tych zamkach rozgrywały się przygody porwanych księżniczek, ratowanych przez tajemniczych królewiczów.
    Takie właśnie skojarzenie z uczelnią miała Cheon-Sa, po raz pierwszy ją zobaczywszy.
     A normalnie był to duży i szary budynek, obrośnięty bluszczem.
     Za drugim razem gniotła spódnicę i bawiła się małym pierścionkiem na łańcuszku. Była tak zdenerwowana, że trudno było to opisać.
     Przewodniczący jury, bezkarnie wykorzystywał to zdenerwowanie. Świńskim spojrzeniem obłapiał jej odkryte nogi i dekolt.
     Cheon-Sa była osobą wstydliwą. Spódnicę obciągała nieustanie, zakrywając nagie uda. Profesor jak się znudził to dał za wygraną. Trwało to jednak długo. Cheon-Sa straciła całą pewność siebie.
     Dziś była w gorszej sytuacji. Su-Jin kategorycznie zabroniła jej wyjść w spranych dżinsach, które swobodnie wisiały na wieszaku w przymierzalni.
     Sukienka była za krótka, Cheon-Sa nigdy nie uda się obciągnąć jej tak by zasłonić całe uda. Postawi zboczonemu profesowi danie sam raz na stół.
     - Jak myślisz, która ma największe szanse?
     Siedziały w wąskim korytarzu.
     Razem z Cheon-Sa i Su-Jin, było też i sześć innych nieszczęśliwych dziewczyn. Każda spokojna, opanowana, tylko Cheon-Sa nie. Tak jej się przynajmniej zdawało.
     - Pani nr.2, 3 i 6 - wskazała kolejno trzy różne dziewczyny. Numerem 1, była dziewczyna delikatnej urody, z włosami ufarbowanymi na ciemny blond. Biała skromna sukienka i miły uśmiech, ta dziewczyna miała duże szanse. Dziewczyna siedząca na trzecim krześle była znajomą Cheon-Sa. Chodziły do tego samego liceum, ale nie znały się na tylko dobrze by znać swoje imiona. Jedyne co wiedziała to tylko to, że pani nr.3 była elegancką i dystyngowaną osobą. Niezadającą się z kim takim jak ona. Dziś nie odrywała swojego wzroku od ekranu telefonu.
     A numer 6? To nie była już dziewczyna, to była prawdziwa kobieta. Dama. Biała, koronkowa koszula, elegancka spódnica, przed kolano i buty na wysokim obcasie. Włosy, czarne jak heban, konkurowały z bielą aksamitnej skóry. Takie kobiety, można było potkać jedynie w Gang Nam.
     Poczuła się dziwnie. Jako, że sama nie była osobą atrakcyjną, już przy Su-Jin czuła się mniejsza i gorsza. A teraz, patrząc na swoje rywalki, była już przegrana. Na linii startu.
Może powinna ogłosić walkower.
     - Wątpię. Raczej ta pierwsza.
     Wzrokiem ogarnęła smukłą sylwetkę. Brązowo-rude loki opadały ciężko na ramiona, długie rzęsy rzucały cienie na delikatnie zarysowane kości policzkowe. Ta dziewczyna, nie różniła się aż tak bardzo od niej samej. Sukienka którą miała na sobie, była zwykłą, obcisłą, czerwoną satyną. Krótszą niż pół uda.
     Ale te kształty!
     Panie Boże, czemu ja takich nie mam? Cheon-Sa, spojrzała spod łba na długie nogi dziewczyny, zgrabną talie, biodra i obfity biust.
     A żebyś ty... to bardzo złe, nie wolno być zazdrosnym! Cholera, ta dziewczyna ma wszystko czego mi brakuje. Ukradkiem zerknęła na swój dekolt. A niech cię szlak, jeśli to ma być sprawiedliwość! 
     - Pani Kim Eun-Ji. Może pani wejść. 
     Rudowłosa, jak i półnaga, dziewczyna wyprostowała się i ruszyła ku dębowym, ciężkim drzwiom. Tylko po to by zniknąć rywalkom z oczu.
     - A wiesz co, może masz racje. Jeśli ten stary cap wtedy rozbierał mnie wzrokiem to zapewne patrzy na wygląd. Nie na inteligencje. Tylko ja nie chcę...
     - Zakryjesz się płaszczem.
     Z bólem serca ścisnęła w ręce jego róg. Materiał był przemoknięty. To drugi raz w ciągu tygodnia, gdy nie ma na sobie ani jednej suchej nitki. Na szczęście włosy już wyschły. Nie wypadało by przecież pokazać się z mokrymi włosami.
     Posłała swój najjaśniejszy uśmiech przyjaciółce. Dziękuję, że tu jesteś, Su-Jin, pomyślała. Gdy by nie było przy niej przyjaciółki, zapewne czekałby ją marny los.
     - Song Cheon-Sa, proszę, pani jest następna. Park Crystal, proszę się przygotować.
     Numer sześć się tylko odprężyła. Cheon-Sa, ledwo wstała. Nogi uginały się pod nią, ale była pewna obietnica która ją trzymała przy równowadze.
     Moja droga mamo. Jeśli mam cię pomścić i pokazać im, że nie jestem gorsza, to muszę to zrobić i podążać za tobą.
     W drzwiach, oko w oko, spotkała się z równie bladą dziewczyną. Bledszą niż przed chwilą.
     Ej, Cheon-Sa, daj sobie spokój. Jesteś Bi-Na*, rozumiesz! Walcz i idź do przodu. Wzięła głeboki oddech, dumnie wypięła pierś do przodu i przekroczyła próg.
* * *
     - Twoje potrójne espresso.
     Ju-Won wziął do ręki kawę i rozsiadł się wygodnie na kanapie.Obok niego usiadła Jeong-Rin.
     "CML" była małą kawiarnią. Beżowe ściany, a'la cappuccino, nadawały atmosfery. Białe fotele, krzesła, sofy i małe drewniane stoliki a z okiennic zwisły delikatne firanki... z okiennic bez szyb.
Ale tak było za dnia...
     Ciężko pracował, by doprowadzić "CML" do idealnego wyglądu "CML-N". Tłumy były duże więc interes się rozwijał, a Ahjussi** miał wystarczająco dużo pieniędzy by móc utrzymać budynek. 
     Miłe pomieszczenie nabierało w nocy nowy charakter. Oświetlenie, tylko na scenie, krzesła jedynie przy barze a sofy i stoliki pozanoszone do pustego składziku.
     - Kiedy przyjdą chłopcy?
     - Nie mam pojęcia. Mieli być półgodziny temu.
     - Rockowe zespoły lubią się spóźniać, hmm?
     - Tylko ten - nie ukrywał oburzenia.
     Oh, tak. Ju-Won, należał do osób które nie lubiły jak ktoś ich wystawia do wiatru i każdy o tym doskonale wiedział. On wręcz tego nienawidził. Chłopcom się oberwie, i to jeszcze jak, nich no tylko przyjdą. Cholera, ile można. 
     Zacisną rękę na szklance tak mocno, że prawie pękła. Wszystko wokół miało charakter. Ciężkie naścienne dekoracje, ciemne blaty, żelazna scena. A oni mają jeszcze czelność się spóźniać.  
     - Za dziesięć minut muszę iść. Poradzisz sobie? - Jeong-Rin uśmiechnęła się przyjaźnie. Była jedną z tych dziewczyn, które można było przejrzeć gołym okiem. I Ju-Won, pewien był jednego, kochała się w nim.  
     Widać to było w jej oczach. Błyszczały niespokojnie spod czarnej grzywki. Jaśniała, tylko w tedy gdy na niego patrzyła, a on bezwstydnie zachowywał się tak jakby niczego nie widział. No, ale co mógł zrobić? 
     - Jasne i tak zaraz przyjdzie Ahjussi, chłopcy zresztą też. 
     - A Crystal?
     Crystal? Ah tak, jeszcze ona. Przyleciała z USA nie wiadomo po co. Chyba nawet dopiero wczoraj a już próbowała schwycić go w pułapkę. Ju-Won pomyślał, że Crystal jest jedyną osobą jakiej w tej chwili nie chce widzieć. 
     Niespokojnie się wyprostował. Crystal napisała mu dziś wiadomość. Zapewniła go w niej, że przyjdzie ich dziś zobaczyć. Zrobiła to też wczoraj, tuz przed tym jak przyjechała do jego domu. Na szczęście był w "CML".
     Kiedyś to uwielbiał, grać i śpiewać właśnie dla niej. Zanim wyjechała do Stanów i został całkiem sam.
     - Muzyka powinna zapalać płomień w sercu mężczyzny i napełniać łzami oczy kobiety - mawiała zawsze w tedy gdy kończył jakiś otwór.
     - To nie muzyka klasyczna, to rock. Nie cytuj Beethovena - Crystal się zawahała, odgarnęła włosy do tyłu i uraczyła go tylko uśmiechem. Lubiła cytować innych, czasem miał wrażenie, że nie ma swojego zdania. Dzięki temu przynajmniej nauczył się wielu cytatów.
     Otrząsną się ze wspomnień. Co było i nie jest, nie pisze się w rejestr. Nie chciał się z nią widzieć, ale nic nie mógł na to poradzić. Prędzej czy później będzie się z nią widywać za dnia jak i w nocy.
     - Przyjdzie - bąkną.
     Jeong-Rin była pod tym względem najwspanialszą dziewczyną jaką znał. Tolerowała jego narzeczeństwo jako coś normalnego. A serce pewnie bolało ją na samą myśl.
     - Ej, Ju-Won! Przyszedł ramen!
     - Min-Soo, szykuj się na śmierć! Jesteś spóźniony już prawie z czterdzieści minut. - oczy Ju-Won'a zabłyszczały. Nie był to błysk taki jak u Jeong-Rin, ten był zły, jak stalowe ostrze noża.
     - Każdemu się zdarza. Jeong-Rin zostajesz na występ? - Seung-Joon ogarną ramieniem spłoszoną dziewczynę. Zdawała się być czerwona aż po cebulki włosów.
     - Nie mogę - wyrwała się z ramion Sung-Joon'a. - Ale w następną sobotę będę - Jeong-Rin pochyliła się i spuściła wzrok na ziemie. Zimne jak lód oczy Seung-Joon'a przeszyły ją gdy tylko usłyszał zaprzeczenie. To spowodowało, że jej twarz stała się jeszcze bardziej czerwona.
     Seung-Joon był najprawdziwszym księciem lodu.
     - Seung-Joon, ustaw perkusje, Min-Soo nastrój gitarę i doprowadź te włosy do porządku - Ju-Won wstał z kanapy i rykną. - A ty Geun-Chan, na miłość boską zmień te ubrania. Są całe mokre, do cholery!
     - On się tylko opluł. Zdarza się.
     - No, totalnie. Taki odjazd, na maksa zajebiście było.
     - Zdarza się? Dzieciom do lat pięciu, nie osiemnastu.
     Ju-Won pokręcił głową. Niemożliwe, że to byli jego przyjaciele. Niemożliwe..
     - No szykujcie się. Macie dziesięć minut do otwarcia Coffee Mysteriosu Lady - Night!
* * *
     Stała na środku zielonego dywanu.
     Czemu jestem tu sama? Jak można być samemu na rozmowie kwalifikacyjnej? Czy to dlatego, tamta dziewczyna wyszła tak szybko?
     Nie, to nie możliwe. Puknęła się w głowę. Jak można mieć takie głupi myśli.
     Po pierwsze stary cwel, siedzi gdzieś tutaj i tylko czyha. Nie, Cheon-Sa opanuj się... 
     Drgnęła. Obrotowe krzesło za biurkiem właśnie samo z siebie się odwracało. Nie, ktoś na nim siedział. Rektor?
     Czuła jak w gardle rośnie jej gula. Było ściśnięte do granic możliwości. Mężczyzna, nie był wcale tym co uprzednio. Ten tu, był uśmiechniętym od ucha do ucha, młodym i dystyngowanym człowiekiem.
     O cholera... widząc tylko zmieszanie Cheon-Sa, uśmiechną się szerzej, kokieteryjnie mrużąc oczy, obramowane rzęsami, których pozazdrościć mogła każda kobieta. Ale włosy musiał na pewno już rozjaśniać, stwierdziła z przekąsem.
     - Dzień dobry pani...
     - Song Cheon-Sa - gdy wzrok "rektora" ześlizgną się na dekolt, odruchowo naciągnęła na całą siebie płaszcz.
     - Oczywiście. Proszę usiąść. A więc nazywa się pani Song Cheon-Sa - pogrzebał w niebieskiej teczce, wyjmując plik kartek. Cholera, co to ma być? Ukryta kamera? Rozejrzała się po pokoju niespokojnie. - Ładnie - uśmiech mógł sobie darować, stwierdziła. Czy on mnie podrywa? Zagryzła wargę a w ustach poczuła słodki smak krwi. - Ja jestem Lee Dae-Joon. Dziś zastępuje rektora, którego zapewne się spodziewałaś. - I znów ten cholernie ładny uśmiech. Ścisnęła ręce w piąstki.
     Szczelnie okryła się pałaszem i próbowała wykrzesać niewinny uśmiech.
     - A więc masz osiemnaście lat. Wszystko dobrze, uczennicą jesteś dobrą, same pozytywne oceny. Relacje nauczycieli też są dobre. Udzielasz się charytatywnie, czynny udział w wolontariacie i pomoc przy zbiórkach na różnorakie cele. Znajomość języka angielskiego bardzo dobra... Do Korei przyjechałaś w wieku ośmiu lat? - Chciała to potwierdzić ale był od niej szybszy. - Nic dziwnego więc, że językiem angielskim nie masz problemów, skoro urodziłaś się w Nowym Jorku.
     Zamilczał. Co rusz spoglądał a to na teczkę a to na Cheon-Sa. Zamkną skoroszyt.
     - Niepokoi mnie brak negatywów. Jaki człowiek nie ma żadnej nagany, spóźnienia? - Tak który się stara, rzuciła mu zabójcze spojrzenie. - Pierwszy raz to widzę. Każdy ma swoje wady, prawda?
     Cheon-Sa pokiwała głową.
     - Tak, proszę pana - szepnęła.
     - Też tak myślę - zmrużył kokieteryjnie oczy. Ich spojrzenia spotkały się ze sobą tylko na kilka sekund, ale zdążyła poczuć coś dziwnego. Jakby ktoś przyglądał się je duszy. Nonsens.
Cheon-Sa w popłochu wolała przyglądać się tapecie za nim. Wydawała się bardzo interesującą tapetą.
     - Co chce pani osiągnąć po studiach na naszej uczelni?
     - Przepraszam, co?
     - Zapytam się inaczej. Jakie ma pani plany na przyszłość?
     - Ahh... Chciałabym zostać psychologiem. Studia na tej uczelni dają mi duże szanse na spełnienie marzeń. Ponad to chciałabym pomagać dzieciom które w jakiś sposób są skrzywdzone przez los. Czy nie sadzi pan, że takie osoby najlepiej zrozumie ktoś kto przeżył niejedno w swoim życiu?. Wydaje mi się, że ja, jako właśnie taka osoba, mogę pomóc nie jednej osobie. Nie pomijając niczego, uczelnia ta wykształciła nie jedną osobą w tej dziedzinie, chciałabym dołączyć do grona osób, które są absolwentami Yonsei University.
     Po za tym, chcę dokonać zemsty na osobach które skrzywdziły moją matkę, dodała w myślach. Gdyby można było zabić spojrzeniem, to rektor już by zginą. Niestety, on nadal uśmiechał się jak głupi. No co za cwel.
     - Bardzo dobrze. Psychologia, to z nią wiąże pani przyszłość. A jaka dziedzina?
     - Psychologa dziecięca - przecież mówiłam, ty głupi... uśmiech pamiętaj o uśmiechu. 
     Ku zaskoczeniu Cheon-Sa, Lee Dae-Joon odwzajemnił uśmiech, ale wyglądał przy tym szczerze. Nie głupkowato jak przedtem. Wydawał się... przystojny?
No nie...
     Reszta rozmowy poszła zwięźle. Cheon-Sa zaschło co prawda w gardle i potrzebowała czegoś bardzo mocnego, ale nie była już tak zdenerwowana.
     Kawy! Pragnę kawy.. zakrapianej alkoholem!!!
     Nikt nie próbował gapić się na jej ciało. I całe szczęście, bo dałaby w twarz nawet rektorowi.
     Rektorowi który nie dość, że był młody i przystojny to powodował nieprzyjemnie palące uczycie w żołądku swoim wzrokiem, za każdym razem gdy łapał ją na ukrytych spojrzeniach.
     Z pokoju wyszła na chwiejnych nogach. Pani numer sześć rzuciła jej jadowite spojrzenie i minęły się w drzwiach. Cheon-Sa udała, że nie niczego nie widziała.
     Minęło kilka chwil, nim wszystko w sobie poukładała.
     Tamte dziewczyny będą doskonale uświadomione o tym, kto na nich czeka. A ja? Jedna wielka kicha. Niespokojnie przystępowała z nogi na nogę, oparta o ścianę pierwszego lepszego sklepu. Su-Jin, zaproponowała się z kupieniem czegoś "Mocnego".
     Dość tego, skarciła się Cheon-Sa. Przecież to nie była moja wina! Zagryzła wargę, trochę już pokiereszowaną i zapatrzyła się w światła nieśpiącego miasta. Od zawsze, o wszystko się obwiniała, tak po prostu było.
     Wytarła spocone dłonie w płaszcz.
     Su-Jin długo kazała jej na siebie czekać. Pewnie flirtuje ze sprzedawcą... zła kobieta.
     Nie całe dziesięć minut zajęło Cheon-Sa oddalenie się od sklepu i wbiegniecie do zatłoczonej, deszczowej ulicy.
     Uśmiechała się nieśmiało do potrącających ją ludzi. Stała prosto, w prawej dłoni trzymała pantofle, w lewej lnianą torbę.
     Miała ochotę krzyczeć... i napić się kawy, ale to można było dołożyć na później. Oddech stopniowo się normował, ci co spieszyli się do domów, mijali ją jakby nic nie wiedzieli. Biegła dalej, boso przez zimny, mokry asfalt dróg.
     Uf. Przystanęła i zgięła się w pół. Kilku chłopców cicho gwizdnęło a Cheon-Sa obrzuciła ich morderczym spojrzeniem. Co się dzieje z tą młodzieżą? 
     - Ej!
     Co? Kto to powiedział? Gdzie... 
     Au... Cheon-Sa upadła na mokry asfalt z nieznaną siłą. Nagle poczuła piekący ból nóg.
     Chciała wstać, ale nie mogła. Czyjś ciężar trzymał ją przyciśniętą do ziemi.
________________________________________________
*Bina - (Kr.) Deszcz. Używane jako imię damskie.
**Ahjussi - (Kr.) Wujek. Nie koniecznie spokrewniony z daną osobą. Najczęściej używane do starszego od nas mężczyzny. 

5 komentarzy:

  1. zaskakujesz mnie po raz enty.. i pewnie jeszcze nie raz mnie zaskoczysz :)
    dziękuję, że nie trzymasz mnie w niepewności ;)
    i już powoli akcja idzie do przodu... do jutra?:)
    a i ps. chcesz wiedzieć co mam na myśli mówiąc o Twoim pisaniu tajemnica?:)
    co raz bardziej mi się podoba ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bolą mnie oczy, jak widzę "róż" i "drug". xd Chyba, że to serio były róże, a nie "co rusz". Może ja się na japońskiej kulturze nie znam. :P Ale nadal jest ciekawie, więc nadal czytam i czekam, kto ją przygwoździł do chodnika. Biorąc pod uwagę, że mokra dziewczyna w krótkiej sukience przechadza się ulicami - mógł to być pierwszy lepszy zboczeniec, ale obstawiam, że będzie inaczej. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie ze nie zapomnę :) Jak tylko dasz znać....
    Tak nawiasem mówiąc, wszystkie zespoły się spóźniają. Ci co chcą żeby było punktualnie idą do filharmonii. Zespół rockowy którzy przychodzi punktualnie- nie to się nie zdarza. Nawet gdyby od tego zależała Ich kariera...
    Co do gramatyki, przecinki sobie skaczą jak chcą. Najczęstszy błąd, serio. U wszystkich. Więcej się w oczy nie rzuca, na maturze by przeszło :D
    fabuła....Tak poszarpana ze nie do końca wiem o co chodzi. Widzę tylko emocje, mijają gdzieś zdarzenia. Nie jest to złe, po prostu takie spostrzeżenie że sporą uwagę zwracasz na emocje.
    Dzięki za podpowiedź co do imienia :) Sama bym nie zgadła, jestem bałwanem z języków obcych. Swoją drogą, ciekawą masz technikę, skoro robiłaś na niej koszulki :) Ja wszystkiego musiałam się uczyć sama, szkoła nie była łaskawa w niczym pomóc....

    OdpowiedzUsuń
  4. Korea? To zwracam honor - zawsze byłam słaba z geografii. xd Mogę ci odkupić kręgosłup, pożyczyć gorset, co tam chcesz. Ważne, że z mojej strony to było planowane zejście z krzesła. Także ten... U mnie też rozdział w okolicach wtorku, ew. w okolicach "późne dzisiaj". :P

    OdpowiedzUsuń
  5. jeju:) niezwykle piszesz! chociaż nie interesuję się ogólnie kulturą Chin, to uważam, że twoje opowiadania są wspaniałe! To co opisujesz jest wspaniałe! :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwują