środa, 23 kwietnia 2014

Rain Song - Rozdział VI

      Światła paliły się w całym domu. Cheon-Sa zauważyła to, zanim jeszcze skręciła w prawidłową uliczkę. Tego nie dało się nie zauważyć. Gdy dziesiątki domów wtapiały się w otoczenie, ten jeden, wyróżniał się jak drzewo pośród pustych pól.
      - Jestem najbardziej pechową kobietą tego świata – syknęła. Niedorzeczne... niewiarygodne... studia studiami, ale jak ona sobie w życiu poradzi jeśli będzie rozdawać pieniądze na prawo i lewo? - Cholera!
      Roztargała, już wcześniej potargane włosy i poprawiła spódnicę. No dalej, Cheon-Sa, walnij prosto z mostu, że nie idziesz na studia, zatrudnij się w taniej stołówce i do końca życia przyrządzaj tani ramen. Ba, przyrządzaj! Czy zalanie gotowych klusek wrzącą wodą, można nazwać „ugotowaniem” czegoś?
       Zanim jeszcze zdążyła otworzyć drzwi, usłyszała radosne głosy. Sąsiedzi będą jutro albo bardzo źli, albo... bardzo źli. Innej opcji, Cheon-Sa nie widziała, bowiem takie właśnie było życie w tych biedniejszych częściach Seulu. Na jeden mały dom, przypadało mieszkać dwóm rodzinom, jedna na dole, druga na górze. Zero prywatności, nawet dla najbardziej osobistych myśli.
      Min-Ji sprawiała wrażenie bardzo zadowolonej. Biegała po cały przedpokoju, dzierżąc w małej rączce, duży kawałek ciasta. I na widok, spływającej po jej palcach polewie, Cheon-Sa uświadomiła sobie, jak wielkim można być łasuchem. Cholera, była głodna! Ale, nie... najpierw kawa, gorąca, mocna, czarna kawusia.
      Ze swojego miejsca przy drzwiach, mogła obserwować całą tą uroczą scenę. Utopia, znikła razem z krzykiem dochodzącym z mieszkania na górze i ciastkiem Min-Ji leżącym na podłodze. Mała spojrzała zaciekawiona na niski sufit, była dzieckiem, nie rozumiała jeszcze takich rzeczy. Il-Sung starł się ją chronić, by nie musiała przejść przyśpieszonego trybu dorastania, tak jak Cheon-Sa czy nawet Hana. Cheon-Sa, w pewnym stopniu go wspierała... Tylko w 1/3 jego poczynań.
      Min-Ji, rzuciła się w stronę Cheon-Sa.
      - Unni*! Oppa**, zabrał mnie dziś na zakupy!
      - Oppa? - zaciekawiona spojrzała w stronę kuchni. Para ciemnobrązowych oczów wyglądała zza drzwi i znad zaparowanych okularów przyglądała się Cheon-Sa.
      - Bi-Nal wróciła – krzykną, ale delikatnie. Tak by usłyszała go tylko ta osoba, do której krzyczał.
      Jung-Su, tak samo jak ona, mieszkał we właśnie takiej dzielnicy. Od dzieciństwa wpajano mu, że nie wolno drażnić sąsiadów, mieszkających okno w okno z nim.
      -Utuczysz mi dziecko – syknęła.
      Razem z Min-Ji na rękach, wkroczyła do kuchni. Jak przystało na ten dom, kuchnia była jego sercem. Mała bo mała, niektórych nie stać było na większe mieszkanie. Mała ale przytulna i wiązało się z nią wiele wspomnień.
       Na stole walały się opakowania po mące, mleku, czekoladzie... Czekoladzie!
       - Nie potraficie sprzątać? - zarzuciła Il-Sung'owi, opartemu o blat komody.
      - Jesteśmy tylko dwójką facetów – wyjaśnił krótko Jung-Su. Zdjął okulary i wytarł szkła chusteczką. Miał  jeszcze gorszą grzywkę niż ostatnio. Przez pot, pozlepiała się w strąki i zapewne kuła oczy. - A twoja siostra, nie raczyła wrócić do domu. Zostawiła list „Żegnajcie najdrożsi... Hana”
       - Co? To prawda?
       Serce Cheon-Sa, zamarło. Popatrzała w głębokie, czarne oczy Jung-Su. Kłamał... czy to aby była prawda? Prawda? Nie?
       - Nabija się z ciebie.
       Il-Sung przeciągną się leniwie i ziewną. Był na nogach pewnie całą sobotę. Od siódmej rano, aż do teraz.  Powinien raz a dobrze się wyspać. Tylko, że on nie chciał... wolał dbać bardziej o swoje dzieci niż samego siebie.
      Cheon-Sa, sięgnęła po samotną babeczkę. Oblana czekoladową polewą, wypchana po brzegi, czekoladowym budyniem, kusiła bardziej niż wszystko inne. To jej wina, kto jej kazał być tak idealną!
       - Po co ci tyle tego?
      Ogarnęła szybkim spojrzeniem całe pomieszczenie. Oprócz pustych opakowań były też dwa duże ciasta, stos smakowitych babeczek, coś co wyglądało na tarte i niedorobione ciasto czekoladowe. Cóż, było jakoś zbyt płaskie.
      - Dostałem się na praktyki – szepną jej do ucha i zasłonił stół swoim ciałem – muszę ćwiczyć by je zdać.
      A więc to prawda.
      Su-Jin napomniała jej coś o praktykach, między jednym a drugim łykiem kawy. Ale Cheon-Sa spodziewała się tego już od dawna. Od dnia, w którym Jung-Su oświadczył jej, że nie wybiera się na studia. W tedy, sama z chęcią poszłaby w jego ślady.
Teraz, miała cel, który ze wszystkich sił realizowała. Tego jak zdoła opłacić te cztery lata, nie wiedziała. Trzymała się twardej zasady, że po prostu coś wykombinuje.
      - Um, gdzie?
      - Tajemnica – Uśmiechną się słodko. Tak jak to tylko on potrafił. Unosił prawy kącik ust do góry, w lekko ironicznym geście, a z oczu biła szczera radość. To był Jung-Su którego znała od zawsze, którego kochała...
      Nie w sensie romantycznym.
      Ulubionym powiedzeniem Cheon-Sa było „W społeczeństwie wyróżnia się cztery rodzaje miłości...”. Między nią a Jung-Su była prawdziwa przyjaźń, philia. Kochała go więc jak brata, przyjaciela... nie chłopaka, ale to nadal była miłość. Nie potrafiła sobie wyobrazić dnia, w którym by go zabrakło. Dzień w którym jego oczy nie będą na nią spoglądać, będzie końcem...
      - Jak tam chcesz.
      - A jak twoje studia? Hana powiedziała, że do ciebie dzwonili.
      Ach ta pleciuga. Nie wytrzymała nawet na mój powrót.
      Przetarła oczy i usiadła na blacie stołu. Mając oczy Jung-Su na wysokości swoich czuła się lepiej. Chociaż on nadal musiał się nad nią pochylać, nie była to aż tak uderzająca różnica wzrostu.
      - Trudno stwierdzić – jęknęła, unikając gorejących oczu przyjaciela. Zdają okulary i przyjrzał się jej dokładniej.
      Cheon-Sa zawsze uważała, że grzechem jest ukrywanie takich oczu. W tych oczach, Jung-Su skrywał całą swoją duszę. Były jak dwa zwierciadła, widzące wszystko.
      - Trudno stwierdzić?
      - Tak – przytaknęła. -Facet zgubił moje akta więc miałam drugą rozmowę, a czas na składanie papierów się już skończył. Teraz albo mnie przyjmą albo zostanę uziemiona na rok.
      - Tam gdzie mam mieć praktyki, szukają kelnerki – Jung-Su tylko wiedział o jej problemach materialnych.  Matka przed swoją śmiercią zostawiła jej sporo pieniędzy. Ale to było zanim umarła, teraz Cheon-Sa miała  młodszą siostrę i te pieniądze nie były tylko jej. Min-Ji też się należały. Jeśli teraz przeznaczyłaby je na swoje studia, to przyszłość Min-Ji byłaby niepewna. A tego siostrze by nie zrobiła...
      - Dzięki, zawsze się przyda.
      - Jest aż tak źle?
      - Porażka. Widzisz co mam na sobie? - Uszczypnęła mokry materiał sukienki. - Na dodatek jestem spłukana. Kompletny brak pieniędzy. Na prawdę potrzebuje jakiejś pracy.
      Na samą myśl ujrzała siebie sprzed laty gdy dumnie oświadczyła, że jest na tyle dorosła by dać sobie radę, całkiem sama. Obserwując jak Jung-Su pracował przez całe życie i jaki dumny był z tego, że jest samodzielny, ona pragnęła tego samego. Po śmierci matki... jej sen się ziścił. Czuła się źle pozostawiona Il-Sungowi. Kochała go,więc nie chciała być na jego utrzymaniu.
      Zaczęła w tedy swoją pierwszą pracę. Później przychodziły następne. To uczucie, świadomość, ze potrafi o siebie zadbać, była czymś wspaniałym.
      - Jeśli to aż taka potrzeba...
      - Nie, daj spokój. Nic mi nie pożyczaj, nie pomagaj w znalezieniu pracy. Ja sama...
      - Przestaniesz wreszcie unosić się honorem? Bi-Nal, nie zrobisz wszystkiego sama, też czasami potrzebujesz pomocy.
      Bi-Nal... o ile ona sama używała tego przezwiska dla śmiechu, w ustach Jung-Su, brzmiało poważnie. Jak jej prawdziwe imię. Imię, którego nie nosiła, a on i tak ją tak nazywał. Od dnia w którym po raz pierwszy się spotkali...
      Zgarnęła mu z oczu grzywkę i spojrzała w nie głęboko. W sztucznym świetle były w odcieniu czekolady. Pod słońce zaś jak lany miód.
      Oparła podbródek o jego ramie i zapytała szeptem:
      - Damy sobie radę?
      - Na pewno. Jesteśmy na tym świecie już osiemnaście lat, połowę tego czasu zdani na samych siebie. Nie mamy innego wyjścia Bi-Nal.
      - Nie mamy...
* * *
      W walentynki spadł śnieg. Cheon-Sa obserwowała jak dobywa swojej egzystencji, roztapiając się pod naporem słonecznych promieni.
      Był taki słaby, a jednocześnie podziewała go za siłę. Za to, że z takim uporem spadł na betonowy taras i  przykrył krzewy jaśminu białym puchem. Za to, że pojawił się na jej ukochanym tarasie, wiedząc jak bardzo nienawidzi wszystkiego co mokre, lepkie i zimne.
      - Powinnaś się położyć.
      Hana siedziała oparta o ścianę, z nogami założonymi na siebie. Siedziała tak przez całą noc, zagadując i poprawiając Cheon-Sa humor, gdy ta leżała pod warstwą pierzyn. Jej lniana koszula była wygnieciona i wisiała na niej jak na wieszaku.
      Cheon-Sa pochyliła głowę i wskoczyła na łóżko zwinnym, kocim ruchem.
      - Umm, pada śnieg.
      - Mówisz mi to ponieważ myślisz, że jestem ślepa? - Hana popatrzyła na nią swoim poirytowanym wzrokiem. Jej twarz składała się z samych miękkich rysów, drobnych ale miękkich i precyzyjnych.
      - Nie, ja tylko chcę...
      - ...wyjść z domu i na niego popatrzeć? - dokończyła z nią. -Po moim trupie.
      Hana podciągnęła kolana pod brodę i przyglądała się rozbawiona jak Cheon-Sa robi się coraz bardziej czerwona.
       Wreszcie Hana wyszła, a wtedy Cheon-Sa, czując się już lepiej także też mogła wyjść. Niezdarnie zgarnęła włosy w wysoki kucyk i wskoczyła w jasne dżinsy.
      Duże lustro odbiło przez chwile jej sylwetkę. Skóra Cheon-Sa był bladsza niż zwykle a pod oczami znajdowały się sińce. Zbyt krótkie włosy grzywki wychodziły z kocyka i kuły ją w oczy. Trochę opłakany stan, nawet jak na nią.
      Okno jakby specjalnie, zostało umiejscowione w danej wysokości. Wyrzuciła nogi na drugą stroną, przysiadając na parapecie i zgarniając włosy z czoła. Przerzuciła torebkę na ramię, opatuliła się szczelniej płaszczem i przeszła przez bramę.
      Od szybkiego ruchu kręciło jej się w głowie, ale nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Zacisnęła pięści i ruszyła jeszcze szybciej. Ostatnie dni spędziła prawie bez ruchu, skrepowana ciepłą pościelą leżąc z gorączce.
      Seulskie uliczki wypełniał jeden zapach, zapach czekolady. Wszędzie zakochani ludzie, trzymający się za ręce lub szepczący sobie słodkie słówka. Cheon-Sa na ten widok zbierało się na wymioty i to raczej dosłownie.
Gdy dotarła już do CML niebo zszarzało a przytłaczający jak dotąd zapach słodyczy stał się mniej okazały.
      Jung-Su czekał na nią ściskając w dłoni styropianowy kubek, z którego coś parowało. Uniósł w stronę drzwi ciemne oczy i pomachał jej by do niego przyszła.
       - Lepiej się czujesz? - Rzucił mimochodem na powitanie. Cheon-Sa mogłaby przysiąc, że w jego oczach zobaczyła refleksy troski i trochę zmartwienia ale przede wszystkim radość, że znów ją widzi.
      - Tak. Jestem już całkowicie zdrowa – pasek torebki zsunął jej się z ramienia, Jung-Su poprawił go, dotykając przy tym jej nagiego obojczyka. Na policzkach wykwitły mu dwa rumieńce, szybko więc odwrócił się by uniknąć jej wspojrzenia. - Ładnie tu.
      Rozejrzała się dookoła. CML, była kawiarenką osadzona w piwnicy, albo czymś przypominającym piwnice. Okna były wmontowane w ściany ale nie miały szyb tylko fototapety przedstawiające zimowe krajobrazy, raczej nie mające zbyt dużo wspólnego z Seulem. Samo pomieszczenie było w beżach i bielach. Stoliki, krzesła, jedna sofa oraz fotele były białe, ściany jasno beżowe, przechodzące gdzieniegdzie w liliowy róż, a gdzieniegdzie w krem. Tylko klipsy spinające koronkowe firanki i małe obrusy na stolikach były czerwone. Było tu ładnie.
      - Nawet – szepną zamyślony. Potrząsną głową i odwrócił się do niej, a po rumieńcach nie było już żadnego śladu. - Napijesz się czegoś? - rzekł Jung-Su z uśmiechem.
      - Tak – kiwnęła głową i usiadła przy wolnym stoliku. - Tylko żeby to było coś ciepłego – rzuciła zanim znikną jej z oczu. Aby tylko ją usłyszał.
      Słyszał. Po chwili wrócił trzymając w dłoni białą filiżankę z czarnym espresso.
      - Od razu stawi cię na nogi! - Uśmiechną się szeroko i łypną na nią spod okularów. Przytkną swój kubek do ust i trwał tak przez moment zamyślony. - Myślałaś o mojej propozycji?
      - Hmmm? - spojrzała na niego zmrożonymi oczami sącząc bardzo mocną kawę. Taką jaką lubiła najbardziej. - Ah, tak. Oczywiście.
      Przyglądał jej się czekając na mniej wymijająca odpowiedź.
      - Nie naraziłabym się Hanie by przyjść tu tylko na pogaduszki.
      - Czyli się zgadzasz?
      Kiwnęła głową i posłała mu rozbrajający uśmiech znad filiżanki parującej kawy. To wyraźnie poprawiło mu humor.
      Gdy dostała wiadomość z uczelni, że rozmowę kwalifikacyjną przeszła pozytywnie i od tej pory stała się jedną ze studentek Yonsei University, o mało nie posiadała się ze szczęścia. Jung-Su podzielał jej radość i zapewnił, że w kawiarni gdzie rozpoczął staż, chętnie przyjmą drugą kelnerkę. Cheon-Sa musiała to przemyśleć, miejsce uczelni a miejsce pracy były oddalone od siebie o półtora godziny drogi metrem. Wtedy gdy już sięgała po telefon a na wyświetlaczu już widniał jego numer, w głowie słyszała słowa „Przypomnij sobie, że nie wszyscy ludzie na tym świecie mieli takie możliwości jak ty”*** i odkładała telefon na półkę. Powinna spróbować? Nieważne jak dużo straci czy zyska, powinna spróbować? Godzina metrem, to nie było dużo...   Najważniejszy było to, czy da radę. Ale nie raz była stawiana w takiej czy nawet gorszej sytuacji.
      - Jung-Su...
      Cheon-Sa się odwróciła. Zza baru wyszła młoda dziewczyna, oczy utkwiła w niej. Kruczoczarne włosy miała splecione w gruby warkocz, ubrana była w duży czerwony sweter z ciepłej wełny i czarne dżinsy.
      - ... A-a-hjus-s-si...
      Dziewczyna jąkała się wciąż nie odrywając oczu z Cheon-Sa.
      - ... Szuka mnie?
      - Tak – wydusiła i zniknęła w drzwiach najprawdopodobniej prowadzących do kuchni.
      - Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
      - Ah, bo to była Jeong-Rin, nasza jedyna kelnerka. Patrzy tak na każdą piękną dziewczynę.
      -Jestem piękna? - zapytała ciekawa odpowiedzi ale Jung-Su tylko spłoną rumieńcem i znikną za dziewczyną.
      Została sama wśród innych gości. Nie było tłumów, w każdym koncie stał przynajmniej jeden wolny stolik. Cheon-Sa obserwowała klientów CML popijając powoli czarne espresso, dopóki nie wrócił Jung-Su. W pasie miał zawiązany czerwony fartuch a na piersi przyczepił plakietkę z imieniem.
       - Życzy sobie pani czegoś?
       - Nie mów, że będę musiała nosić taki fartuch?
       -To – wskazał na czerwony materiał. - Najnowsza paryska moda, tylko jeszcze o tym nie wiesz. -  Cheon-Sa parsknęła śmiechem a Jung-Su przysiadł na brzegu fotela naprzeciwko niej. Stary dobry Jung-Su.
      - Dlatego właśnie stawiam na modę prosto z Seulu.
      - Jeszcze zobaczysz, jeśli nasza gwiazda go na siebie włoży, to znak z niebios, że nie jest wcale taki zły.
      - Nasz gwiazda?- Uniosła na niego oczy w zdziwieniu.
      - Taka jedna uparcie twierdząca, że jest dziewczyną jednego z członków zespołu. Stawiam wszystko że to nie prawda, serio, on jej perfidnie unika.
       - Kłótnia kochanków?
      - Oby nie. Cała moja wypłata poszła już w zakłady.
      Oboje wybuchnęli śmiechem. Klienci mierzyli ich gniewnym spojrzeniem i pewnie dali by im reprymendę za  złe zachowanie gdyby się szybko nie uspokoili. Cheon-Sa nadal się uśmiechała a Jung-Su co rusz znikał w kuchni zostawiając ją samą.
      Około godziny dwudziestej wszystko zostało zamknięte. Została tylko ona, Jung-Su stojący przy jej boku i nerwowo ściskający jej ramie, jakby był się, że ktoś zrobi jej krzywdę, Jeong-Rin patrząca na Cheon-Sa podejrzliwie i Ahjussi, który okazał się bardzo miłym człowiekiem. Milszym niż myślała. Pracę mogła rozpocząć nawet od zaraz.
      - Czekaj, czy kawiarnia nie została już zamknięta? - szepnęła Jung-Su do ucha. Stali w małym składziku, tak małym, że chcąc czy nie prawie dotykała jego torsu.
      -Tak, ale CML w nocy zmienia się w klub, CML-NIGHT – Pachniał czekoladą i pomarańczową skórką o dziwo pierwszy raz w życiu zwróciła uwagę na to, że Jung-Su miał jakikolwiek zapach.
      -To teraz się dopiero zacznie przedstawienie?
      -Tak. Pozostało ci tylko poznać członków zespołu. Chodź za mną.
__________________________________________________________ 
* Unni - (Kr.) Starsza siostra, bliska przyjaciółka. Forma używana tylko przez kobiety.
** Oppa (Kr.) Starszy brat, chłopak, bliski przyjaciel. Forma używana tylko przez kobiety. 
***  Francis Scott Fitzgerald "Wielki Gatsby"

8 komentarzy:

  1. a jednak pomimo szkoły i zajęć dodałaś :) szacun, bo ja ostatnio nie mam na nic czasu ;) myślałaś o tym, by wysłać mi do przodu rozdziały na mejla?:)
    dziś tak mało tajemnicy ;) ale nie przestaję czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiek Ash'a nigdy nieodgadniony... Ash cross może być każdym i być wszędzie... bla bla bla, wymyślone na poczekaniu xDD
      Myślałam, myślałam i doszłam do wniosku,ze najlepiej będzie jak napisz do mnie na pocztę lub gg i w tedy możemy swobodnie popisać, coś mogę ci zdradzić, taka ociupinkę, fragmenciki... aczkolwiek całego ci nie wyślę... To tajemnica.
      Pozdrawiam
      Ash Cross

      Usuń
  2. :D ale mnie wciągnęło... i tak szybko się skończyło mam nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy, czekam z niecierpliwością na kolejny :)

    Bardzo ładne tło... takie ............ tajemnicze :D


    Buziaczki do następnego i zapraszam do siebie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział.. no trochę dłuższy może być, ale nie ręczę za to :3
      Cieszę się, że wciąga, ja nie mogę tego stwierdzić :D
      A tło faktycznie śliczne... zaczarowane szablony mają piękne tła xD
      Jutro Olu wpadnę do ciebie, jak wrócę do domu to tak wieczorkiem skoczę i skomentuje, bo przeczytałam ale nie maiłam czasu na rozpisanie się.
      Buźka.
      Ash

      Usuń
  3. Jeeej! Nowy rozdział!
    A tak poza tym... Wiedziałam, że się po tym wszystkim przeziębi. :D Aż się boję, co takiego na Walentynki przygotowali w CML... Coś mi tu za ładnie pachnie. I co oni wszyscy robią w składziku? xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O witaj... odnalazłaś mnie po przeniesieniu :3
      A kto by się nie przeziębił, wież mi, jestem ekspertem od przeziębień... testowałam na sobie :D
      Oczywiście, że ładnie pachnie, to kawiarenka... tam są ciastka, czekoladowe!
      Oj nie wszyscy... tylko Cheon-Sa i Jugn-Su... tak bardzo źle.. dziabnełam gdzieś zdania... już lecę i poprawiam... no, ewentualnie jutro :3

      Usuń
  4. Ładniutko tutaj, pisałam już o tym? jak rozumiem, kobitka w tle to główna bohaterka. Ma fajne piegi, dobrze, że nie jest taka idealna. Co do rozdziału- nawet sporo zrozumiałam, mimo tych zabójczych imion. A dokładniej że Cheon przyjęli na studia i jednocześnie do pracy w kawiarni. A ona się zastanawia, czy da radę! Za dobrze macie w tym Seulu... Praca w kawiarni to szczyt marzeń dla osoby po humanie. Bo dla niej zazwyczaj jest MacDonald, czyli harówka przez 24 h na dobę. Kasę w Tesco zaklepali sobie biol-chemi którym nie udało się dostać na medycynę, a posadę ochroniarza- językowcy. Taka przytulna kawiarenka to naprawdę świetne miejsce, nie ma na co dziewczyna narzekać, no i ma metro. Niech pomyśli co by było gdyby musiała jeździć autobusami z lat 80...
    Jedyne co mnie trochę miesza to zwracanie uwagi na fakty dla mnie mniej ważne (np. kim jest dla niej ten chłopak) a pomijanie dość kluczowych (co się stało z jej rodzicami? czy nie ma żadnej rodziny? skoro ma 18 lat, to dlaczego nie była w domu dziecka? czy ma prawa rodzicielskie? nie wydaje mi się, by osoba w tym wieku mogła je uzyskać... ) Jest sporo formalnych spraw na które trzeba zwrócić uwagę, nie tylko chłopacy głównej bohaterki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie, kobieta z tyłu jest po prostu ładnym tłem xD Moja postać jest Koreanką więc wiesz piegów nie ma... ale i tak idealna nie jest.
      Ale dla mnie to jest ważne, a co do jej matki to chyba wyjaśnione było w pierwszym rozdziale no i mieszka z ojczymem... to też już było, wiec czemu miałaby mieszkać w domu dziecka?Prawa rodzicielskie? Przecież ona nie ma dzieci... i nigdzie nie napisałam by to byli chłopcy Cheon-Sa, przyjaciel i spotkany na ulicy muzyk, to jeszcze nie jej chłopcy :D
      Dla mnie ze sprawami formalnymi wszystko jest w porządku.

      Usuń

Obserwują