-
Ju-Won uciekł - powiedział zdumiony Min-Soo, który siedział przy
barze. - Na własne oczy to widziałam, wybiegł za raz po występie.
-
Co się stało?
-
Nie wiem.
-
Cholera, głupek - Seung-Joon trzepną go w tył głowy i usiadł na
barowym krześle.
-
Nie traktuj mnie tak tylko dla tego, że jestem młodszy. Cztery
miesiące, cztery!
-
Bo co, poskarżysz się stryjowi? - Spytał, leniwie się
przeciągając i jakby przypadkiem zahaczył ręką o głowę
Min-Soo.
-
To boli!
Przez
nich będę musiał, się kiedyś leczyć, pomyślał. Od momentu gdy
tylko dołączył do zespołu, dostał po głowię niezliczoną
liczbę razy, jakby to było coś naturalnego. Bez jaj, to naprawdę
boli! Zmierzwił włosy i zajął się sączeniem gorącej kawy.
Rzucił
niepewne spojrzenie w stronę Seung-Joon'a. Najspokojniej w świcie
wbijał swoje zimne oczy w barmankę. Za to na pewno dostałby
zniżkę, gdyby nie fakt, że barmanką była Jeong-Rin. Nikt nie
lubi jak się go natrętnie obserwuje, ludzie w takich sytuacjach
chcą się natręta pozbyć, jak najszybciej.
Książę
lodu? Co za absurd! Min-Soo nigdy nie słyszał gorszej bzdury. Gdzie
on niby księcia przypominał? Dobrze, ładna twarz? Chyba tak, nie
mu to oceniać, wolał kobiety. Wzrost nie był zły, wszak
Seung-Joon był wyższy. Tylko to przerażające, zimne spojrzenie.
Brr, otrząsną się jakby zrobiło mu się zimno.
Chyba
się jednak kwalifikuje do tego księcia lodu, a dziewczyny leciały
na niego jak muchy do lepu. Masochistki, pokręcił głowa. Albo
desperatki.
Ujrzał
Geun-Chan'a. Przyjaciel właśnie schodził ze schodów i próbował
prześlizgnąć się przez tłum.
-
Gdzie Ju-Won? - Zapytał, wskazując ruchem głowy na tłum. -
Tańczy?
-
Widziałeś kiedyś tańczącego Ju-Won'a, cwelu?
-
Nie - odburkną cicho. Gdy przebywasz w pobliży Seung-Joon'a wpadasz
w popłoch, to pewne. Geun-Chan spuścił głowę i przyglądał się
butom. - To gdzie jest? Poszedł sobie? Boże, nie po to ćwiczyłam
cały dzień bas by dziś sobie poszedł. Seung-Joon, będziesz
śpiewał?
-
Przecież on nie umie.
-
Dzięki - odpowiedział Seung-Joon. - Nie kończ, rozumiem - wstał
ze stołka i zakręcił pałeczką. - Min-Soo śpiewasz za tego
cwela a ja po występie idę mu nakopać.
-
Yes, sir! - Dopił jednym haustem kawę i poszedł za przyjaciółmi.
*
* *
Crystal
nie przyszła. Min-Soo był rozkojarzony, pomylił akordy. Seung-Joon
wystraszył Jeong-Rin a Geun-Chan... cóż, to porostu Geun-Chan,
szkoda słów.
Kiedy
Ju-Won zobaczył wiadomość od Crystal wściekł się jeszcze
bardziej.
"Spotkajmy
się na Yonsei-Ro, Starbucks ~ Crystal"
Wolną
ręką walną w lustro. Miał iść gdzie? Yonsei-Ro? Czy ona jest aż
taka głupia, żeby go ciągać po całym mieście?
Jakiś
chłopak który wszedł do łazienki, spojrzał na niego spod łba.
Zmarszczył brwi i wyszedł. Dopiero w tedy Ju-Won zobaczył
zakrwawioną rękę.
Przedarł
się przez roztańczony tłum z gitarą na plecach i wyszedł
ukradkiem na dwór. Min-Soo chyba go widział, ale co to go
obchodziło. Potarł czoło i spoglądał bezradnie to na jedną to
na drugą stronę.
-
Cholera - zaklną. W którą stronę mam iść, dodał w myślach.
Ju-Won
miał słabą orientację w terenie. Mógł iść z chłopakami jakąś
ulicą tysiące razy, będąc sam, gubił się wszędzie gdzie się
dało. Wybrał kierunek na chybił trafił. Zdmuchną włosy z oczu i
z irytacją wytarł rękę o kawałek koszuli. Piekła i ciągle
krwawiła, musiał nieźle ją pociąć. Ponadto, padało.
Próbował
obwiązać ją kawałkiem oderwanego materiału i tak się tym zajął,
że przestał spoglądać na ulice.
Wsiadł
do autobusu. Coś przecież musiało go przewieść przez rzekę,
miał tylko nadzieje, że nie zajdzie mu to zbyt długo. Spotkanie po
drugiej stronie Seulu, w totalnie nieznanym dla niego rejonie miasta,
co Crystal tam robiła? Już było wystarczająco późna pora
by siedziała grzecznie w domu. Nigdy nie opuszczała Gang nam, na
tak długo. Czy, aż tak się zmieniła?
Nie
upłynęło nawet dwadzieścia minut nim siedział wygodnie w drugim
autobusie. Był już po drugiej stronie rzeki, pozostało mu tylko
patrzeć na znaki. Gdzie leży Yonsei-Ro?
Ju-Won
tego nie wiedział i w takich sytuacjach żałował, że tak źle
orientuje się we własnym mieście. Jak wrócę do domu to
przestudiuje całą mapę Seulu, przyrzekał sobie.
-
Cholera - deszcz nie ustawał, a nawet nabierał na sile.
Wysiadł
na przystanku przy Yonsei University, ten budynek rozpoznawał.
Min-Soo i Seung-Joon mieli tam studiować prawo od marca. Był
tu z kilka razy z tego powodu, ale też dlatego, że Yonsei
University należał do SKY, trzech elitarnych uniwersytetów Seulu.
Crystal
lubiła deszcz, ale on nie. Narzucił kaptur na głowę i puścił
się biegiem przez zatłoczone miasto.
Dziwna
sprawa. Ju-Won wszędzie widział ulicę siódmą. Nigdzie nie
widniał znak "Yonsei-ro". Odwrócił się szedł plecami
do przodu, sprawdzając wszystkie znaki, jakie miną.
-
Ej! - Krzykną. - Zgubiłem się?
Ju-Won
musiał po kimś odziedziczyć swoją nie paradność w terenie, ale
po kim? Nie zdążył się nawet odwrócić a potkną się o
obluzowaną kostkę podestu "7-ELEVEN" i runą na stojącą
spokojnie osobą. Seung-Joon powiedziałby teraz "Zdarza
się" a Geun-Chan skwitowałby to zwykłym "No totalnie".
Ju-Won
zerwał się jak poparzony gdy zobaczył twarz dziewczyny. Bo tak, to
była dziewczyna a do tego bardzo ładna dziewczyna.
-
Przepraszam - wyjąkał i wyciągną do niej rękę. Ju-Won nie
pamiętał, kiedy ostatni raz kogoś przepraszał, nie lubił tego
słowa. Okazywało miękkość czyjegoś serca i nie było mu
potrzebne, ale w tej chwili odniósł wrażenie, że powinno się
przydać. - Nic ci się nie stało?
-
Nic mi nie jest. Twoja ręką!
-
Ah tak - opatrywanie dłoni porzucił już na pierwszym przystanku.
Co prawda piekła i krew nie krzepła, ale nie musiał się bawić w
wiązanie. Postanowił trochę nagiąć prawdę. - Musiałem się
zranić jak na ciebie wpadłem. W ogóle gdzie ty stoisz? Cholera,
ludzie tędy chodzą, wiesz? I co jam zrobić, jestem muzykiem, gram
na gitarze. Moje ręce są święte!
-
Ale...
-
Masz jakieś pieniądze? Nie patrz się tak na mnie, masz kasę? -
Ręce jej drżały, pewnie się przestraszyła. Patrzyła na niego
wielkimi czarnymi oczami, nie rozumiejąc niczego z tej sytuacji.
-
Mam, ale po co ci pieniądze? - wydusiła.
-
Muszę kupić lek i opatrunek, prawda? Jak mam chodzić z rozwaloną
ręką po ulic. Patrz jak się krew strumieniami leje. To głęboka
rana, mogę umrzeć.
Ju-Won
grubo przesadzał, był człowiekiem z całkowitym brakiem sumienia
wiec nie przejmował się reakcją dziewczyny. Po chwili wyciągnęła
portfel i wręczyła mu 7 000 won*.
-
No to gdzie jest najbliższa apteka?Ej ty a właśnie, orientujesz
się gdzie leży Yonsei-ro? A do której otwarte są apteki tutaj?
Może jakiś spożywczak? Czy w okolicy jest może Starbucks, wiesz
to taka...
-
Wiem co to jest Starbucks - odpowiedziała. Głos miała
nieprzyjemnie suchy, takie przynajmniej wrażenie robił. - I nie
jestem "Ej ty" jestem człowiekiem i mam imię. Tak,
Starbucks jest na Yonsei-Ro, otwartej apteki nie znajdziesz po
dziesiątej a spożywczak masz tuż pod nosem.
-
Tuż, pod nosem?
Szorstki
ton w jej głosie był nieprzyjemny. Kiwnęła głową na błyszczący
szyld "7-ELEVEN" i stwierdziła, że może już odejść bo
nałożyła szpilki na stopy i próbowała go wyminąć
-
Jeśli nie chcesz bym cie pozwał za uszkodzenie mojej ręki radzę
ci zaprowadzić mnie do Starbucksa - Ju-Won był sprytniejszy.
Zagrodził drogę swoim ciałem i pociągną pod zadaszenie sklepu. -
Zrozumiałaś?
-
Naprawdę tego nie wiesz? - Spojrzenie jakim go obdarzyła mówiło
samo za siebie "Jesteś na tyle głupi, czy tylko udajesz?"
- Słuchaj, bardzo mi przykro z powodu ręki, poboli, poboli i
przestanie. Kawiarnia jest prosto i na lewo, naprzeciwko Hollys
Coffee.
-
Teraz z ty posłuchaj mnie... - patrzyła na niego z nadzieją, ze
zostawi ja w spokoju, rozglądała się dookoła szukając
ucieczki. Ju-Won był dla niej szaleńcem, który za mocno trzymał
jej nadgarstek. - Nie wiem, gdzie jest Holly Coffee.
-
Naprzeciwko Loving Hut, to taki bar, gdzie podają tam kawę o smaku
zielonej herbaty i można czytać książki przy posiłku... -
Ju-Won, nie wydawał się osobą która cokolwiek rozumie z jej słów.
Westchnęła i oswobodziła rękę. - Chodź po ten opatrunek zanim
zamkną sklep.
Weszli
do sklepu, Ju-Won wyczuł w powietrzu zapach chemikaliów i ciężkich
perfum ekspedientki, zmieszanych ze słodyczami za ladą. Przez
chwile stali nic nie mówiąc, nie wiedząc co teraz robić. Znaleźli
się w dziwnej sytuacji i nawet Ju-Won, żyjący jak dotąd bez
skrepowania, czuł się nieswojo. Co on sobie myślał tak się
zachowując?
Teraz,
gdy mógł przyjrzeć się nie znajomej, stwierdził, że się nie
omylił. Dziewczyna była ładna, szczupła i młoda. Włosy,
zlepione w mokre stronki, oplatały szyję a z końcówek skapywała
woda...
-
Zamierzasz tak, po prostu stać?
Ju-Won
otrząsną się z zamyślenia.
-
Bardzo rozsądna uwaga. Jesteś głodna?
-
Chyba nie - zagryzła wargę i spuściła wzrok, ręce kurczowo
zaciskała na pasku torby. Kłamczucha.
Ju-Won
nie tylko był przystojny, jak sam o sobie mówił, ale też
empatyczny. Potrafił przejrzeć druga osobę na wylot i to właśnie
dla tego, mógł owinąć sobie wszystkich wokoło palca. Jednym
spojrzeniem rejestrował takie uczucia jak w tym przypadku głód.
-
Dobrze. No wiec chodźmy.
Pociągną
ją w głąb sklepu. Przez kilka chwil wędrowali między pułkami,
będąc dwojgiem całkiem obcych ludzi. Przy ladzie Ju-Won spojrzał
na wyraźnie wystraszoną dziewczynę.
-
Jak ty w ogóle masz na imię?
-
Song Cheon-Sa.
-
Omo, ładnie - posłał jej swój zniewalający uśmiech. Oczywiście,
każdy uśmiech Ju-Wona był zniewalający ale tym razem bardziej się
starał, wszak wciągną tą dziewczynę w absurdalną sytuację. -
Ajumma**, poproszę też Hello Panda czekoladowe, rodzinną
paczkę czekoladowych pocky, nugatowe YanYan i dwa bungeoppang***.
-
Masz zamiar wykupić cały sklep?
-
Chyba już wspomniałem, że nie mam przy sobie pieniędzy prawda? Ta
gitara - poklepał się po futerale. - To jedyna drogocenna rzecz w
jakiej jestem posiadaniu. Oczywiście jestem jeszcze ja, ale sprzedać
samego siebie... Auu - nie wiadomo kiedy, Cheon-Sa dźgnęła go
łokciem w brzuch.
-
To była niepotrzebna i nieprzydatna uwaga - szepnęła mu do ucha. -
Płać i wychodzimy, muszę cię jeszcze zaprowadzić do Starbucksa.
-
Spokojnie, mnie się nie spieszy. Ajumma, proszę jeszcze potrójne
espresso bo przegapiłem.
Cheon-Sa
potarła czoło oburzona i objęła się rękoma.
Zastanawiała
się marszcząc brwi.
-
A jak masz zamiar za to zapłacić skoro nie masz przy sobie
pieniędzy?
Ju-Won
spojrzał na nią rozbawiony.
-
Ty płacisz - otworzyła szeroko usta w niemym proteście i kolejny
raz spojrzała na Ju-Wona jak na kompletnego idiotę. Nie
zaprotestowała. Na widok jego zakrwawionej dłoni, oczy zaszły jej
mgłą.
Ju-Won
zauważył, że Cheon-Sa drży, gdy wyszła ze sklepu. Deszcz zelżał,
przerodził się w delikatną mżawkę. Szli obok siebie ramię w
ramie, co chwilę stykając się dłońmi, zmarzniętymi od chłodnego
wiatru.
-
Usiądź - pociągnęła go za zdrową rękę i usiadła przy nim pod
zadaszeniem oznaczonym szyldem "HOF Soju".
Ju-Won
przymkną oczy i oddychał ciężko. Cheon-Sa miała takie delikatne
dłonie. Smukłe palce gładziły jego skórę, opatrując ranę.
Skrepowany, zagryzł wargę i przyglądał się jej pracy. Owinęła
mu dłoń białym bandażem i puściła, ta chwila zamyślenia,
podczas której Ju-Won napawał się jej dotykiem, zniknęła niczym
sen. Będzie mu tego brakować...
Siedzieli
tak dłuższą chwile, prawie stykając się ramionami, na schodkach
podrzędnego baru karaoke. W końcu Ju-Won nie wytrzymał i zapytał:
-
Mieszkasz tu?
-
Nie – odpowiedziała mu cicho.
-
To skąd wiesz jak trafić do Starbucksa? - Ju-Won przestał zwracać
uwagę na mokre włosy wchodzące mu do oczu. - Ej, to niezwykłe.
-
Nieważne jak duże jest twoje miasto, powinieneś się w nim
orientować – powiedziała cierpko. - Teraz moja kolej, czego tu
szukasz jak nawet nie wiesz gdzie jesteś. Zgubiłeś się?
Potrząsaną
głową.
-
Nie. W Starbucksie czeka na mnie, moja dziewczyna.
-
To na co ty czekasz?
Zerwała
się na równe nogi, kołysząc na wysokich obcasach. Ju-Won ścisną
jej nadgarstek i zatrzymał. Była całkiem obcą osobą, a on
uczepił się jej jak rzep psiego ogona. Ale nie chciał widzieć
Crystal. Kim dla niego była jego tak zwana „narzeczona”? Nikim,
pierwszą miłością która wygasła zanim zdążyła się
przekształcić w coś większego. Crystal po trzech latach
nieobecności w jego życiu, była mu równie obca. Jeśli miałby
wybrać czyjeś towarzystwo, wybrałby tą której już nigdy nie
zobaczy, niż tą której widok towarzyszyć będzie mu przez całe
życie.
-
Nie odchodź.
Ze
zniesmaczoną miną wyswobodziła się uścisku i usiadła na
schodku. Była co najmniej niezadowolona.
-
Nie po to kupiłem dwa bungeoppang, by zjeść je w samotności.
Ju-Won
od dziecka miał słabość do tych małych rybek, jak to każde
dziecko kochające słodycze. Siedzieli przez chwile w milczeniu, gdy
on spokojnie wbijał zęby maltretując swoje bungeoppang, Cheon-Sa,
skubała ją najwyraźniej się nudząc. Milczenie zaczęło
przeradzać się w niezręczną cieszę.
-
Czemu wolisz siedzieć tu ze mną, niż ze swoją dziewczyną?
-
A bo ja wiem - odparł zakłopotany. - Można powiedzieć, że się
pokłóciliśmy... patrz, znowu zanosi się na ulewę.
To
była prawda. Przez jakiś czas deszcz już prawie nie padał, teraz
ponownie nabierał na sile a czas płyną. Całe szczęście, że
autobusy kursują co dziesięć minut, przez cały dzień i noc.
Jakby inaczej dotarł do domu?
Wystawił
rękę przed siebie, chwytając w dłoń zimne krople deszczu.
Dziewczyna przyglądała się mu zaciekawiona, chwile ze sobą
walczyła po czym poszła w jego ślady.
-
A ty? Wolisz mnie, czy swojego chłopaka? - Z góry założył, że
powinna go mieć. Na oko, była ładna, raczej jego rówieśniczka,
która wydawała się być normalna. Prawdopodobnie, będzie tego
pewien tylko wtedy gdy nie zobaczy jej pod swoim oknem, jutro rano.
Zamyśliła
się.
-
Ciebie.
-
Czemu? - jękną zaciekawiony. Tryb „Ciekawski Ju-Won” właśnie
się uruchomił. Jeśli wyzna mi miłość, obdarzę ją moim
uśmiechem nr 22 „Spadaj mała, dzień dobroci dla zwierząt się
już skończył”, pomyślał.
-
Bo on nie żyje... - i po tych słowach które wyszeptała, Ju-Won
pozwolił by narastająca cisza ich pochłonęła. Nie miał odwagi
się odezwać. Oto przy nim, siedziała dziewczyna, milcząca,
wsłuchująca się w dźwięk spadających kropel, łapiąca je w
bladą dłoń.
Nie
wiedział co powiedzieć, po raz pierwszy w życiu zabrakło mu słów.
To było nowe zjawisko, przynajmniej dla niego.
-
Ale to stare dzieje, żaden specjalnie smutny melodramat. Życie,
czasem płata nam figle – mówiła dalej, jakby nigdy nic. -
Wiedziesz wspaniałe życie, pewnego dnia budzisz się a wszystko się
sypie. W tedy dociera do ciebie jak ulotne są te chwile gdy jest się
szczęśliwym. Nieszczęścia lubią też chodzić parami, jak już
ma zdarzyć się coś złego, to miej się na baczności, bo na 90%
spotka cię coś jeszcze gorszego. Takie bywa życie, jesteśmy
pozostawieni sami sobie. Jeśli chcesz wygrać, bądź egoistą,
ludzie nie zwrócą ci dobra, które im dałeś, dadzą ci porządnego
kopniaka w tyłek. Idziemy?
-
Tak – szepną. - Tak - dodał zdecydowanie i ruszył za nową
„znajomą”.
Yonsei-Ro,
była uliczką leżącą pięć minut drogi od ulicy siódmej a on
tak panikował. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Paradoks do
entej. I faktycznie Starbucks znajdował się naprzeciwko Hollys
Coffee i obok jakiegoś tam „Loving”. Jeszcze większy
paradoks... to jeszcze istnieją ludzie którzy wiedzą gdzie leży
każda kawiarnia... nadzwyczajne.
Ju-Won
głowił się nad tym całą drogę, de facto było tylko pięć
minut, ale i tak nad tym rozmyślał. Było to rzeczą niesłychaną,
ale też nie obchodzącą Ju-Won'a aż tak bardzo.
-
Żegnaj – to były jej ostatnie słowa. Nie żadne „cześć”,
„do zobaczenia” tylko zwykłe, smutne „żegnaj”. Ju-Won
obserwował jak oddala się chwiejnym krokiem i w pewnym momencie
znika za zakrętem. Zniknęła jak anioł, którym się nazwała****.
Crystal
mawiała: „Ten, kto wraca, jest zawsze kimś innym
niż ten, który odszedł.”, te słowa były jedynymi jakie
przyszły mu na myśl.
Jeśli
cię kiedyś spotkam, będziesz mi całkiem obcą dziewczyną, nie
przypominającej tej, prawda?
_______________________________________________________________
* 7 000 won - Koreańska waluta. Okolice 20 zł w przeliczeniu na PLN * * Ajumma - (Kr.) Ciocia. Nie koniecznie spokrewniona. Po prostu starsza kobieta, najczęściej mężatka. * * * Różne przekąski które często można spotkać w azjatyckich sklepach, japońskich czy tez Koreańskich. Tu są raczej te bardziej japońskie: Pocky (paluszki o rożnych smakach lub w różnych polewach) Hello Panda (ciasteczka przedstawiające pandy wykonujące różne sporty) YanYan (miękkie biszkoptowe paluszki zamknięte w opakowaniu razem z słodkim kremem) oraz koreański bungeoppang (bułeczki lub ciastka z ciasta gofropodobnego z czekoladowym nadzieniem (ew. z czerwonej fasoli)) * * * * Cheonsa (Kr.) - Anioł, lub też imię kobiece (w tym wypadku imię głównej bohaterki )
* 7 000 won - Koreańska waluta. Okolice 20 zł w przeliczeniu na PLN * * Ajumma - (Kr.) Ciocia. Nie koniecznie spokrewniona. Po prostu starsza kobieta, najczęściej mężatka. * * * Różne przekąski które często można spotkać w azjatyckich sklepach, japońskich czy tez Koreańskich. Tu są raczej te bardziej japońskie: Pocky (paluszki o rożnych smakach lub w różnych polewach) Hello Panda (ciasteczka przedstawiające pandy wykonujące różne sporty) YanYan (miękkie biszkoptowe paluszki zamknięte w opakowaniu razem z słodkim kremem) oraz koreański bungeoppang (bułeczki lub ciastka z ciasta gofropodobnego z czekoladowym nadzieniem (ew. z czerwonej fasoli)) * * * * Cheonsa (Kr.) - Anioł, lub też imię kobiece (w tym wypadku imię głównej bohaterki )
z newstlerze nie było, iż nowa notka ;) ale tak z ciekawości weszłam na Twojego blooga zajrzeć, bo ostatnio zdawało Ci się dodawać codziennie rozdziały i co widzę jest! ;) nie każdy ma tyle czasu na czytanie, ale ja mam ;) w tej chwili czytam to i amerykańskiego wampira ;) nie wiem czy wspominałam ale masz fajne, oryginalne imiona w swoim opowiadaniu ;)
OdpowiedzUsuńDodaje rozdziały codziennie bo przenoszę bloga xD Jeszcze jutro i nie będzie tak dobrze... :3
UsuńJa nie mam czasu na czytanie ale na pisanie coś zawsze wyskrobię :D
Oryginalne imiona = oryginalny Kraj ;)
Nie kojarzę do końca tych imion, ale łapię ze wokalista zwiał zespołowi tuż przed koncertem bo wzywała go dziewczyna której już nie kocha? Udusiłabym drania. Nie mam ani krztyny sympatii dla niego, przecież koncert to rzecz święta! Powinno się zapomnieć że ma się jakiekolwiek sympatię, rodzinę czy miłości. Koleś w ogóle nie czai idei tworzenia muzyki. Ogólnie go nie lubię.
OdpowiedzUsuńDasz jakieś dokładniejsze opisy bohaterów? Bo nie mogę ich sobie wyobrazić, serio, albo zapomniałam że kogoś opisywałaś albo tego nie robiłaś. Pałętają się tacy bez twarzy.
Cudownie, pięknie, nie przestawaj pisać. :*
OdpowiedzUsuńJeden mały błąd. Szepną, płyną i cała reszta ą-ów. :) Akurat w tym wypadku powinno być szepnął i płynął. Ej, ale ten Ju-Won jest chamski! Zostawił zespół i kazał za siebie płacić, po tym ja wysępił dwie dychy! Aż mnie rzuca. I kompletny idiota, nie wie, gdzie mieszka. xd Jak takie ludzie żyją? hahha :P
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy rozdział :D
OdpowiedzUsuńznowu dużo nazw, których nie ogarniam, lecz gdy czytam rozdziały to zaczynam się z nimi oswajać :D
czekam na więcej :)
pozdrawiam :)