wtorek, 22 kwietnia 2014

Rain Song - Rozdział V

     - Ju-Won uciekł - powiedział zdumiony Min-Soo, który siedział przy barze. - Na własne oczy to widziałam, wybiegł za raz po występie.
     - Co się stało?
     - Nie wiem.
     - Cholera, głupek - Seung-Joon trzepną go w tył głowy i usiadł na barowym krześle.
     - Nie traktuj mnie tak tylko dla tego, że jestem młodszy. Cztery miesiące, cztery!
     - Bo co, poskarżysz się stryjowi? - Spytał, leniwie się przeciągając i jakby przypadkiem zahaczył ręką o głowę Min-Soo.
     - To boli!
     Przez nich będę musiał, się kiedyś leczyć, pomyślał. Od momentu gdy tylko dołączył do zespołu, dostał po głowię niezliczoną liczbę razy, jakby to było coś naturalnego. Bez jaj, to naprawdę boli! Zmierzwił włosy i zajął się sączeniem gorącej kawy.
     Rzucił niepewne spojrzenie w stronę Seung-Joon'a. Najspokojniej w świcie wbijał swoje zimne oczy w barmankę. Za to na pewno dostałby zniżkę, gdyby nie fakt, że barmanką była Jeong-Rin. Nikt nie lubi jak się go natrętnie obserwuje, ludzie w takich sytuacjach chcą się natręta pozbyć, jak najszybciej.
     Książę lodu? Co za absurd! Min-Soo nigdy nie słyszał gorszej bzdury. Gdzie on niby księcia przypominał? Dobrze, ładna twarz? Chyba tak, nie mu to oceniać, wolał kobiety. Wzrost nie był zły, wszak Seung-Joon był wyższy. Tylko to przerażające, zimne spojrzenie. Brr, otrząsną się jakby zrobiło mu się zimno.
     Chyba się jednak kwalifikuje do tego księcia lodu, a dziewczyny leciały na niego jak muchy do lepu. Masochistki, pokręcił głowa. Albo desperatki.
     Ujrzał Geun-Chan'a. Przyjaciel właśnie schodził ze schodów i próbował prześlizgnąć się przez tłum.
     - Gdzie Ju-Won? - Zapytał, wskazując ruchem głowy na tłum. - Tańczy?
     - Widziałeś kiedyś tańczącego Ju-Won'a, cwelu?
     - Nie - odburkną cicho. Gdy przebywasz w pobliży Seung-Joon'a wpadasz w popłoch, to pewne. Geun-Chan spuścił głowę i przyglądał się butom. - To gdzie jest? Poszedł sobie? Boże, nie po to ćwiczyłam cały dzień bas by dziś sobie poszedł. Seung-Joon, będziesz śpiewał?
     - Przecież on nie umie.
     - Dzięki - odpowiedział Seung-Joon. - Nie kończ, rozumiem - wstał ze stołka i zakręcił pałeczką. -  Min-Soo śpiewasz za tego cwela a ja po występie idę mu nakopać. 
     - Yes, sir! - Dopił jednym haustem kawę i poszedł za przyjaciółmi.
* * *
     Crystal nie przyszła. Min-Soo był rozkojarzony, pomylił akordy. Seung-Joon wystraszył Jeong-Rin a Geun-Chan... cóż, to porostu Geun-Chan, szkoda słów.
     Kiedy Ju-Won zobaczył wiadomość od Crystal wściekł się jeszcze bardziej.
     "Spotkajmy się na Yonsei-Ro, Starbucks ~ Crystal"
     Wolną ręką walną w lustro. Miał iść gdzie? Yonsei-Ro? Czy ona jest aż taka głupia, żeby go ciągać po całym mieście?
     Jakiś  chłopak który wszedł do łazienki, spojrzał na niego spod łba. Zmarszczył brwi i wyszedł. Dopiero w tedy Ju-Won zobaczył zakrwawioną rękę. 
     Przedarł się przez roztańczony tłum z gitarą na plecach i wyszedł ukradkiem na dwór. Min-Soo chyba go widział, ale co to go obchodziło. Potarł czoło i spoglądał bezradnie to na jedną to na drugą stronę.
     - Cholera - zaklną. W którą stronę mam iść, dodał w myślach.  
     Ju-Won miał słabą orientację w terenie. Mógł iść z chłopakami jakąś ulicą tysiące razy, będąc sam, gubił się wszędzie gdzie się dało. Wybrał kierunek na chybił trafił. Zdmuchną włosy z oczu i z irytacją wytarł rękę o kawałek koszuli. Piekła i ciągle krwawiła, musiał nieźle ją pociąć. Ponadto, padało. 
     Próbował obwiązać ją kawałkiem oderwanego materiału i tak się tym zajął, że przestał spoglądać na ulice.
     Wsiadł do autobusu. Coś przecież musiało go przewieść przez rzekę, miał tylko nadzieje, że nie zajdzie mu to zbyt długo. Spotkanie po drugiej stronie Seulu, w totalnie nieznanym dla niego rejonie miasta, co Crystal tam robiła? Już było wystarczająco późna pora by siedziała grzecznie w domu. Nigdy nie opuszczała Gang nam, na tak długo. Czy, aż tak się zmieniła?
     Nie upłynęło nawet dwadzieścia minut nim siedział wygodnie w drugim autobusie. Był już po drugiej stronie rzeki, pozostało mu tylko patrzeć na znaki. Gdzie leży Yonsei-Ro? 
     Ju-Won tego nie wiedział i w takich sytuacjach żałował, że tak źle orientuje się we własnym mieście. Jak wrócę do domu to przestudiuje całą mapę Seulu, przyrzekał sobie.
     - Cholera - deszcz nie ustawał, a nawet nabierał na sile.
     Wysiadł na przystanku przy Yonsei University, ten budynek rozpoznawał. Min-Soo i  Seung-Joon mieli tam studiować prawo od marca. Był tu z kilka razy z tego powodu, ale też dlatego, że Yonsei University należał do SKY, trzech elitarnych uniwersytetów Seulu.
     Crystal lubiła deszcz, ale on nie. Narzucił kaptur na głowę i puścił się biegiem przez zatłoczone miasto.
     Dziwna sprawa. Ju-Won wszędzie widział ulicę siódmą. Nigdzie nie widniał znak "Yonsei-ro". Odwrócił się szedł plecami do przodu, sprawdzając wszystkie znaki, jakie miną.
     - Ej! - Krzykną. - Zgubiłem się?
     Ju-Won musiał po kimś odziedziczyć swoją nie paradność w terenie, ale po kim? Nie zdążył się nawet odwrócić a potkną się o obluzowaną kostkę podestu "7-ELEVEN" i runą na stojącą spokojnie osobą.  Seung-Joon powiedziałby teraz "Zdarza się" a Geun-Chan skwitowałby to zwykłym "No totalnie".
     Ju-Won zerwał się jak poparzony gdy zobaczył twarz dziewczyny. Bo tak, to była dziewczyna a do tego bardzo ładna dziewczyna.
     - Przepraszam - wyjąkał i wyciągną do niej rękę. Ju-Won nie pamiętał, kiedy ostatni raz kogoś przepraszał, nie lubił tego słowa. Okazywało miękkość czyjegoś serca i nie było mu potrzebne, ale w tej chwili odniósł wrażenie, że powinno się przydać. - Nic ci się nie stało?
     - Nic mi nie jest. Twoja ręką!
     - Ah tak - opatrywanie dłoni porzucił już na pierwszym przystanku. Co prawda piekła i krew nie krzepła, ale nie musiał się bawić w wiązanie. Postanowił trochę nagiąć prawdę. - Musiałem się zranić jak na ciebie wpadłem. W ogóle gdzie ty stoisz? Cholera, ludzie tędy chodzą, wiesz? I co jam zrobić, jestem muzykiem, gram na gitarze. Moje ręce są święte! 
     - Ale...
     - Masz jakieś pieniądze? Nie patrz się tak na mnie, masz kasę? - Ręce jej drżały, pewnie się przestraszyła. Patrzyła na niego wielkimi czarnymi oczami, nie rozumiejąc niczego z tej sytuacji.
     - Mam, ale po co ci pieniądze? - wydusiła.
     - Muszę kupić lek i opatrunek, prawda? Jak mam chodzić z rozwaloną ręką po ulic. Patrz jak się krew strumieniami leje. To głęboka rana, mogę umrzeć.
     Ju-Won grubo przesadzał, był człowiekiem z całkowitym brakiem sumienia wiec nie przejmował się reakcją dziewczyny. Po chwili wyciągnęła portfel i wręczyła mu 7 000 won*.
     - No to gdzie jest najbliższa apteka?Ej ty a właśnie, orientujesz się gdzie leży Yonsei-ro? A do której otwarte są apteki tutaj? Może jakiś spożywczak? Czy w okolicy jest może Starbucks, wiesz to taka...
     - Wiem co to jest Starbucks - odpowiedziała. Głos miała nieprzyjemnie suchy, takie przynajmniej wrażenie robił. - I nie jestem "Ej ty" jestem człowiekiem i mam imię. Tak, Starbucks jest na Yonsei-Ro, otwartej apteki nie znajdziesz po dziesiątej a spożywczak masz tuż pod nosem.
     - Tuż, pod nosem?
     Szorstki ton w jej głosie był nieprzyjemny. Kiwnęła głową na błyszczący szyld "7-ELEVEN" i stwierdziła, że może już odejść bo nałożyła szpilki na stopy i próbowała go wyminąć
     - Jeśli nie chcesz bym cie pozwał za uszkodzenie mojej ręki radzę ci zaprowadzić mnie do Starbucksa -  Ju-Won był sprytniejszy. Zagrodził drogę swoim ciałem i pociągną pod zadaszenie sklepu. - Zrozumiałaś?
     - Naprawdę tego nie wiesz? - Spojrzenie jakim go obdarzyła mówiło samo za siebie "Jesteś na tyle głupi, czy tylko udajesz?" - Słuchaj, bardzo mi przykro z powodu ręki, poboli, poboli i przestanie. Kawiarnia jest prosto i na lewo, naprzeciwko Hollys Coffee.
     - Teraz z ty posłuchaj mnie... - patrzyła na niego z nadzieją, ze zostawi ja w spokoju, rozglądała  się dookoła szukając ucieczki. Ju-Won był dla niej szaleńcem, który za mocno trzymał jej nadgarstek. - Nie wiem, gdzie jest Holly Coffee.
     - Naprzeciwko Loving Hut, to taki bar, gdzie podają tam kawę o smaku zielonej herbaty i można czytać książki przy posiłku... - Ju-Won, nie wydawał się osobą która cokolwiek rozumie z jej słów. Westchnęła i oswobodziła rękę. - Chodź po ten opatrunek zanim zamkną sklep.
     Weszli do sklepu, Ju-Won wyczuł w powietrzu zapach chemikaliów i ciężkich perfum ekspedientki, zmieszanych ze słodyczami za ladą. Przez chwile stali nic nie mówiąc, nie wiedząc co teraz robić. Znaleźli się w dziwnej sytuacji i nawet Ju-Won, żyjący jak dotąd bez skrepowania, czuł się nieswojo. Co on sobie myślał tak się zachowując?
     Teraz, gdy mógł przyjrzeć się nie znajomej, stwierdził, że się nie omylił. Dziewczyna była ładna, szczupła i młoda. Włosy, zlepione w mokre stronki, oplatały szyję a z końcówek skapywała woda...
     - Zamierzasz tak, po prostu stać?
     Ju-Won otrząsną się z zamyślenia.
     - Bardzo rozsądna uwaga. Jesteś głodna?
     - Chyba nie - zagryzła wargę i spuściła wzrok, ręce kurczowo zaciskała na pasku torby. Kłamczucha.
     Ju-Won nie tylko był przystojny, jak sam o sobie mówił, ale też empatyczny. Potrafił przejrzeć druga osobę na wylot i to właśnie dla tego, mógł owinąć sobie wszystkich wokoło palca. Jednym spojrzeniem rejestrował takie uczucia jak w tym przypadku głód.
     - Dobrze. No wiec chodźmy.
     Pociągną ją w głąb sklepu. Przez kilka chwil wędrowali między pułkami, będąc dwojgiem całkiem obcych ludzi. Przy ladzie Ju-Won spojrzał na wyraźnie wystraszoną dziewczynę.
     - Jak ty w ogóle  masz na imię?
     - Song Cheon-Sa.
     - Omo, ładnie - posłał jej swój zniewalający uśmiech. Oczywiście, każdy uśmiech Ju-Wona był zniewalający ale tym razem bardziej się starał, wszak wciągną tą dziewczynę w absurdalną sytuację. - Ajumma**, poproszę też Hello Panda  czekoladowe, rodzinną paczkę czekoladowych pocky, nugatowe YanYan i dwa bungeoppang***. 
     - Masz zamiar wykupić cały sklep? 
     - Chyba już wspomniałem, że nie mam przy sobie pieniędzy prawda? Ta gitara - poklepał się po futerale. - To jedyna drogocenna rzecz w jakiej jestem posiadaniu. Oczywiście jestem jeszcze ja, ale sprzedać samego siebie... Auu - nie wiadomo kiedy, Cheon-Sa dźgnęła go łokciem w brzuch.
     - To była niepotrzebna i nieprzydatna uwaga - szepnęła mu do ucha. - Płać i wychodzimy, muszę cię jeszcze zaprowadzić do Starbucksa.
     - Spokojnie, mnie się nie spieszy. Ajumma, proszę jeszcze potrójne espresso bo przegapiłem.
     Cheon-Sa potarła czoło oburzona i objęła się rękoma.
     Zastanawiała się marszcząc brwi.
     - A jak masz zamiar za to zapłacić skoro nie masz przy sobie pieniędzy?
     Ju-Won spojrzał na nią rozbawiony.
     - Ty płacisz - otworzyła szeroko usta w niemym proteście i kolejny raz spojrzała na Ju-Wona jak na kompletnego idiotę. Nie zaprotestowała. Na widok jego zakrwawionej dłoni, oczy zaszły jej mgłą.
     Ju-Won zauważył, że Cheon-Sa drży, gdy wyszła ze sklepu. Deszcz zelżał, przerodził się w delikatną mżawkę. Szli obok siebie ramię w ramie, co chwilę stykając się dłońmi, zmarzniętymi od chłodnego wiatru.
     - Usiądź - pociągnęła go za zdrową rękę i usiadła przy nim pod zadaszeniem oznaczonym szyldem "HOF Soju".
     Ju-Won przymkną oczy i oddychał ciężko. Cheon-Sa miała takie delikatne dłonie. Smukłe palce gładziły jego skórę, opatrując ranę. Skrepowany, zagryzł wargę i przyglądał się jej pracy. Owinęła mu dłoń białym bandażem i puściła, ta chwila zamyślenia, podczas której Ju-Won napawał się jej dotykiem, zniknęła niczym sen. Będzie mu tego brakować...
     Siedzieli tak dłuższą chwile, prawie stykając się ramionami, na schodkach podrzędnego baru karaoke. W końcu Ju-Won nie wytrzymał i zapytał:
     - Mieszkasz tu?
     - Nie – odpowiedziała mu cicho.
     - To skąd wiesz jak trafić do Starbucksa? - Ju-Won przestał zwracać uwagę na mokre włosy wchodzące mu do oczu. - Ej, to niezwykłe.
      - Nieważne jak duże jest twoje miasto, powinieneś się w nim orientować – powiedziała cierpko. - Teraz moja kolej, czego tu szukasz jak nawet nie wiesz gdzie jesteś. Zgubiłeś się?
      Potrząsaną głową.
      - Nie. W Starbucksie czeka na mnie, moja dziewczyna.
      - To na co ty czekasz?
      Zerwała się na równe nogi, kołysząc na wysokich obcasach. Ju-Won ścisną jej nadgarstek i zatrzymał. Była całkiem obcą osobą, a on uczepił się jej jak rzep psiego ogona. Ale nie chciał widzieć Crystal. Kim dla niego była jego tak zwana „narzeczona”? Nikim, pierwszą miłością która wygasła zanim zdążyła się przekształcić w coś większego. Crystal po trzech latach nieobecności w jego życiu, była mu równie obca. Jeśli miałby wybrać czyjeś towarzystwo, wybrałby tą której już nigdy nie zobaczy, niż tą której widok towarzyszyć będzie mu przez całe życie.
     - Nie odchodź.
     Ze zniesmaczoną miną wyswobodziła się uścisku i usiadła na schodku. Była co najmniej niezadowolona.
     - Nie po to kupiłem dwa bungeoppang, by zjeść je w samotności.
     Ju-Won od dziecka miał słabość do tych małych rybek, jak to każde dziecko kochające słodycze. Siedzieli przez chwile w milczeniu, gdy on spokojnie wbijał zęby maltretując swoje bungeoppang, Cheon-Sa, skubała ją najwyraźniej się nudząc. Milczenie zaczęło przeradzać się w niezręczną cieszę.
     - Czemu wolisz siedzieć tu ze mną, niż ze swoją dziewczyną?
     - A bo ja wiem - odparł zakłopotany. - Można powiedzieć, że się pokłóciliśmy... patrz, znowu zanosi się na ulewę.
     To była prawda. Przez jakiś czas deszcz już prawie nie padał, teraz ponownie nabierał na sile a czas płyną. Całe szczęście, że autobusy kursują co dziesięć minut, przez cały dzień i noc. Jakby inaczej dotarł do domu?
     Wystawił rękę przed siebie, chwytając w dłoń zimne krople deszczu. Dziewczyna przyglądała się mu zaciekawiona, chwile ze sobą walczyła po czym poszła w jego ślady.
     - A ty? Wolisz mnie, czy swojego chłopaka? - Z góry założył, że powinna go mieć. Na oko, była ładna, raczej jego rówieśniczka, która wydawała się być normalna. Prawdopodobnie, będzie tego pewien tylko wtedy gdy nie zobaczy jej pod swoim oknem, jutro rano.
     Zamyśliła się.
     - Ciebie.
     - Czemu? - jękną zaciekawiony. Tryb „Ciekawski Ju-Won” właśnie się uruchomił. Jeśli wyzna mi miłość, obdarzę ją moim uśmiechem nr 22 „Spadaj mała, dzień dobroci dla zwierząt się już skończył”, pomyślał.
     - Bo on nie żyje... - i po tych słowach które wyszeptała, Ju-Won pozwolił by narastająca cisza ich pochłonęła. Nie miał odwagi się odezwać. Oto przy nim, siedziała dziewczyna, milcząca, wsłuchująca się w dźwięk spadających kropel, łapiąca je w bladą dłoń.
     Nie wiedział co powiedzieć, po raz pierwszy w życiu zabrakło mu słów. To było nowe zjawisko, przynajmniej dla niego.
     - Ale to stare dzieje, żaden specjalnie smutny melodramat. Życie, czasem płata nam figle – mówiła dalej, jakby nigdy nic. - Wiedziesz wspaniałe życie, pewnego dnia budzisz się a wszystko się sypie. W tedy dociera do ciebie jak ulotne są te chwile gdy jest się szczęśliwym. Nieszczęścia lubią też chodzić parami, jak już ma zdarzyć się coś złego, to miej się na baczności, bo na 90% spotka cię coś jeszcze gorszego. Takie bywa życie, jesteśmy pozostawieni sami sobie. Jeśli chcesz wygrać, bądź egoistą, ludzie nie zwrócą ci dobra, które im dałeś, dadzą ci porządnego kopniaka w tyłek. Idziemy?
     - Tak – szepną. - Tak - dodał zdecydowanie i ruszył za nową „znajomą”.
     Yonsei-Ro, była uliczką leżącą pięć minut drogi od ulicy siódmej a on tak panikował. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Paradoks do entej. I faktycznie Starbucks znajdował się naprzeciwko Hollys Coffee i obok jakiegoś tam „Loving”. Jeszcze większy paradoks... to jeszcze istnieją ludzie którzy wiedzą gdzie leży każda kawiarnia... nadzwyczajne.
     Ju-Won głowił się nad tym całą drogę, de facto było tylko pięć minut, ale i tak nad tym rozmyślał. Było to rzeczą niesłychaną, ale też nie obchodzącą Ju-Won'a aż tak bardzo.
     - Żegnaj – to były jej ostatnie słowa. Nie żadne „cześć”, „do zobaczenia” tylko zwykłe, smutne „żegnaj”. Ju-Won obserwował jak oddala się chwiejnym krokiem i w pewnym momencie znika za zakrętem. Zniknęła jak anioł, którym się nazwała****.
     Crystal mawiała: „Ten, kto wra­ca, jest zaw­sze kimś in­nym niż ten, który odszedł.”, te słowa były jedynymi jakie przyszły mu na myśl.
     Jeśli cię kiedyś spotkam, będziesz mi całkiem obcą dziewczyną, nie przypominającej tej, prawda?
_______________________________________________________________
 
* 7 000 won - Koreańska waluta. Okolice 20 zł w przeliczeniu na PLN 
* * Ajumma - (Kr.) Ciocia. Nie koniecznie spokrewniona. Po prostu starsza kobieta, najczęściej mężatka.  
* * * Różne przekąski które często można spotkać w azjatyckich sklepach, japońskich czy tez Koreańskich. Tu są raczej te bardziej japońskie: Pocky (paluszki o rożnych smakach lub w różnych polewach) Hello Panda (ciasteczka przedstawiające pandy wykonujące różne sporty) YanYan (miękkie biszkoptowe paluszki zamknięte w opakowaniu razem z słodkim kremem) oraz koreański bungeoppang (bułeczki lub ciastka z ciasta gofropodobnego z czekoladowym nadzieniem (ew. z czerwonej fasoli))
* * * * Cheonsa (Kr.) - Anioł, lub też imię kobiece (w tym wypadku imię głównej bohaterki )

6 komentarzy:

  1. z newstlerze nie było, iż nowa notka ;) ale tak z ciekawości weszłam na Twojego blooga zajrzeć, bo ostatnio zdawało Ci się dodawać codziennie rozdziały i co widzę jest! ;) nie każdy ma tyle czasu na czytanie, ale ja mam ;) w tej chwili czytam to i amerykańskiego wampira ;) nie wiem czy wspominałam ale masz fajne, oryginalne imiona w swoim opowiadaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodaje rozdziały codziennie bo przenoszę bloga xD Jeszcze jutro i nie będzie tak dobrze... :3
      Ja nie mam czasu na czytanie ale na pisanie coś zawsze wyskrobię :D
      Oryginalne imiona = oryginalny Kraj ;)

      Usuń
  2. Nie kojarzę do końca tych imion, ale łapię ze wokalista zwiał zespołowi tuż przed koncertem bo wzywała go dziewczyna której już nie kocha? Udusiłabym drania. Nie mam ani krztyny sympatii dla niego, przecież koncert to rzecz święta! Powinno się zapomnieć że ma się jakiekolwiek sympatię, rodzinę czy miłości. Koleś w ogóle nie czai idei tworzenia muzyki. Ogólnie go nie lubię.
    Dasz jakieś dokładniejsze opisy bohaterów? Bo nie mogę ich sobie wyobrazić, serio, albo zapomniałam że kogoś opisywałaś albo tego nie robiłaś. Pałętają się tacy bez twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie, pięknie, nie przestawaj pisać. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden mały błąd. Szepną, płyną i cała reszta ą-ów. :) Akurat w tym wypadku powinno być szepnął i płynął. Ej, ale ten Ju-Won jest chamski! Zostawił zespół i kazał za siebie płacić, po tym ja wysępił dwie dychy! Aż mnie rzuca. I kompletny idiota, nie wie, gdzie mieszka. xd Jak takie ludzie żyją? hahha :P

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo ciekawy rozdział :D
    znowu dużo nazw, których nie ogarniam, lecz gdy czytam rozdziały to zaczynam się z nimi oswajać :D

    czekam na więcej :)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwują